Postępowanie, w którym orzeczono o zabraniu polskiej matce dzieci i wydaniu ich do Belgii ich ojcu, oparto na sfingowanych podstawach, a sędziów skutecznie motywowano obietnicą "wdzięczności" prosto z Brukseli.

Dnia 21 marca 2017 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu rozwinął bezprawne działania przeciwko dzieciom i matce rozpoczęte w sprawie rodzinnej na belgijski wniosek środkami korupcyjnemu przez polskie i belgijskie ministerstwa sprawiedliwości w Sądzie Rejonowym Poznań - Stare Miasto w Poznaniu. Wskutek prac Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą, w których brała udział pokrzywdzona przez sędziów matka wraz z organizacją społeczną, Stowarzyszeniem Wolne Społeczeństwo, możliwe jest obecnie dosyć dokładne wyjaśnienie przyczyn i uwarunkowań rozwoju korupcji w polskim sądownictwie rodzinnym. Brakuje co prawda określenia postaci lub kwoty, w jakiej miała wyrażać się belgijska "wdzięczność", gdyż kategoryczna odmowa wszczęcia śledztwa przez prokuratora powstrzymuje szczegółowe ustalenia, jednak ujawniony obraz korupcyjnej sytuacji wystarcza, by pozbyć się złudzenia możliwości ochrony prawnej dzieci lub rodziców przed funkcjonariuszami państwa. Droga prawna jest już nieprzejezdna.

Sprawa stanowi przykład i model współczesnej europejsko-polskiej przestępczości państwowej. Rażąco bezprawne poznańskie postępowanie sądowe sterowane z Brukseli poprzez Warszawę było początkowo wielokrotnie przedstawiane w Poznaniu w lokalnych mediach, radiu, telewizji, prasie. Publicznie dostępne w Internecie są protokoły i zapisy dźwięku oraz obrazu posiedzeń sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Wielu polityków, dziennikarzy i działaczy organizacji społecznych albo organizacji sprawiających wrażenie bycia organizacjami społecznymi, doskonale zna sprawę. Bardzo wielu takim osobom było wiadomym, że sędziowie polscy nie tylko kradną części sprzętu technicznego, nośniki pamięci półprzewodnikowej, inne towary w sklepach, i paliwo na stacji benzynowej, ale także w ramach swej pracy zawodowej pomagają w kradzieży nieruchomości (też w Poznaniu 1) oraz, co społecznie wyjątkowo szkodliwe, dzieci. Schemat ich zaangażowania w pomoc albo pozorowanie pomocy matce był w tej sprawie charakterystyczny dla niemal wszystkich takich spraw: po pierwszym upublicznieniu sprawy okazywali zainteresowanie i oburzenie. Media sprawę relacjonowały. Przedstawiano stanowiska stron i organizacji społecznej, która w sprawie zajmuję się jej stroną prawną i formalną, oraz stanowiska urzędników. Gdy poczynania sędziów stały się oczywistymi przestępstwami, gdy telewizyjne okrzyki oburzenia wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika ("Pan nie mówi prawdy!") odpierającego zarzuty wobec gangu sędziowskiego i urzędniczego, kierowanego zapewne przez jego podwładnego w ministerstwie sprawiedliwości, sędziego Leszka Kuziaka 2, okazały się w zestawieniu z dowodami być jedynie teatralnym wypieraniem ponurej rzeczywistości z publicznego przekazu, wówczas dzieci, matka, dziadkowie i żądająca ich ochrony organizacja pozarządowa zaczęli napotykać mur obojętności i milczenia. Matka, która dbała o kulturowe i religijne więzi dzieci z Polską, a zarazem sprzyjała w Polsce partii sławiącej dziś polską kulturową i religijną tożsamość, przeżyła ogromne rozczarowanie, gdy niespodziewania została także przez polityków z tej strony sceny politycznej po wielu obietnicach pomocy porzucona sam na sam z gangiem sędziego Leszka Kuziaka, i to mimo że organizacja pozarządowa od początku postępowania sądowego w Polsce zapowiadała to jej oraz pomagającym jej zwolennikom tych polityków.

Dnia 21 marca 2017 r. trzy sędzie poznańskiego sądu okręgowego 3 stanęły, a właściwie zasiadły, przed zadaniem nader łatwym pod względem prawnym: dokonania oceny zgodności z prawem orzeczenia wydanego na wniosek belgijskiego ojca o wydanie mu do Belgii jego dzieci przebywających obecnie z ich polską matką w Polsce. Orzeczenie wydała początkująca sędzia sądu rejonowego 4, która wcześniej praktykowała jako pomocnica komornika. Praktykowanie to mogło ją predysponować do zabierania dzieci mentalnie, ale nie pod względem prawnym, zważywszy, że bezprawie, które niedawno rozpanoszyło się wśród polskich komorników, przyniosło falę publikacji i zmusiło do wystąpienia przeciwko samowoli komorników nawet ministra sprawiedliwości, którego obojętność wobec bezprawia jest wyjątkowo rozwinięta.

Poznański Sąd Okręgowy jest publicznie znany z długiej tradycji korupcji. Korupcja była uprawiana w tym sądzie z takim rozmachem, że doprowadziła w 2001 r. do zmiany prezesa sadu 5, chociaż samemu prezesowi korupcji przy tym nie zarzucono. Wyczyny korupcyjne jego koleżanek i kolegów wystarczyły. Trzy sędziowskie gracje 6 zabierające się za sprawę niewypełnionego belgijskiego wniosku nie musiały się krępować przed swym gronem koleżeńskim. Wręcz przeciwnie, odrzucenie korupcyjnej oferty z samej Brukseli, stolicy "Imperium Europaeum", byłoby dla tego szacownego grona niezrozumiałym "frajerstwem".

Belgowie tymczasem byli w potrzebie. Trochę się bowiem w sprawie zbyt daleko posunęli. Złożyli w pośpiechu na piśmie polskim urzędnikom i sędziom propozycję korupcyjną, żeby ratować Belgów aresztowanych w Poznaniu za napad na samotną matkę i dzieci. Ich przedstawicielka napisała: "Będę bardzo zobowiązana, jeśli skontaktujecie się z organami sądowymi w Poznaniu (...) i ustalicie, co można zrobić, by zwolnić tych dwóch mężczyzn z aresztu i powstrzymać wnoszone przeciwko nim zarzuty karne" ("I would be much obliged if you contact the judicial authorities of Poznan (...) and see what can be done to release the two men in custody and to prevent criminal charges being brought against them"). Propozycja ta okazała się tak atrakcyjna, że w sądzie pierwszej instancji, Sądzie Rejonowym Poznań - Stare Miasto, do sprawy przydzielono im z rozmachu nie tylko sędzię dyspozycyjną, ale i osobę powołaną na stanowisko sędziowskie już w czasie postępowania, wcześniej doświadczoną w roli pomocnicy komorniczej (asesora komorniczego) w zabieraniu ludziom majątku.

Trudno było o lepszą kandydaturę do zabierania dzieci na zlecenie! Początkująca sędzia przydzielona do sprawy, w której Minister Sprawiedliwości wywierał był już nacisk na sąd celem ochrony obcokrajowców, to oczywiście kompromitacja wymiaru sprawiedliwości. W takiej sytuacji potrzeba sędziego niezależnego i przede wszystkim losowo do sprawy dobranych ławników, którym trudno bez ryzyka szybko składać propozycje korupcyjne.

Wkrótce okazało się, że władcy Rzeczypospolitej i "kasta nadzwyczajnych ludzi" 7 przedobrzyli w usłużności wobec Brukseli. Pomocnica komornicza w roli sędzi co prawda nie miała skrupułów w zabieraniu dzieci, choć może celem nie budzenia u siebie skrupułów odmówiła ich wysłuchania, ale nie znała prawa. Przedstawiła głupiutką prawną teorię braku swego obowiązku badania wad formalnych półpustego wniosku. Oświadczyła, że skoro umowa międzynarodowa będąca podstawą wniosku o wydanie dzieci, konwencja haska, uprawnia ministerstwo sprawiedliwości do odmowy przyjęcia wniosku obciążonego oczywistym i istotnym brakiem, a zarazem nakazuje sądowi taki wniosek przyjąć, to znaczy, że sąd musi go rozpatrzyć, niezależnie od jego braków. Pomocnica komornicza udająca sprawowanie obowiązków sędziowskich nie zrozumiała, że obowiązek "przyjmowania" wniosków na podstawie konwencji przez sądy lub organy administracyjne oczywiście nie oznacza niemożności ich odrzucania po przyjęciu z powodu braków formalnych. Zgodnie z polską procedurą sąd powinien był bezwzględnie odrzucić wniosek wobec nieuzupełnienia braków przez wnioskodawcę. Pomocnica pozorująca sędziowanie wydała mimo to nie tylko postanowienie o zabraniu matce dzieci, w którym oznajmiła swą absurdalną teorię zakazu formalnego badania przez sąd wniosków opartych o konwencję haską, ale i osobne postanowienie o odmowie odrzucenia wniosku wadliwego formalnie. Tak bardzo biedactwo było wdzięczne za otrzymane właśnie stanowisko i społeczny awans... Przyjęcie jej teorii skutkowałoby uprawnieniem każdego menela z brukselskiej ulicy do składania wniosku o polskie dziecko do polskiego sądu na odwrocie rachunku z piwiarni. Prawdziwe "Delirium Tremens" 8! Ku temu w Polsce dziś zmierzamy, ale to osobna sprawa 9 (Lievena Boelaerta i Barbary Wellens).

Wniosek belgijski nie został przez wnioskodawcę wypełniony z ważnej przyczyny. Konwencja haska nakazuje wskazać we wniosku jako jego podstawę faktyczną konkretny czyn bezprawnego uprowadzenia dziecka za granicę państwa, w którym ma ono zwykłe miejsce zamieszkania, albo jego zatrzymania za granicą takiego państwa. Jest to o tyle kłopotliwe, że poświadczenie nieprawdy o takim uprowadzeniu lub zatrzymaniu może stanowić przestępstwo. Belgijski ojciec dzieci polskiej matki zrezygnował z wypełniania tych pól formularza, które dotyczyły zarzutów naruszenia prawa, ponieważ nie miał podstaw zarzucania matce naruszenia prawa, a nie był głupcem, by w drobnej rodzinnej sprzeczce dorobić się miana przestępcy okłamującego sądy. Wybrał rozwiązanie proste i bezczelne zarazem: wysłał formularz w kluczowej części nie wypełniony. Niech sobie w Polsce sami wypełnią! W Polsce wniosek poniekąd wypełnili usłużni pracownicy Ministra Sprawiedliwości.

Belgowie mogli sobie pozwolić na lekceważenie formalności, ponieważ dla nich w sprawie stawka nie jest wysoka. Mogą zyskać, ale niepowodzenie nie stanowi dla nich szkody. Wszyscy znający dzieci i matkę wiedzą, że jest rozsądna, a zarazem opiekuńcza do przesady, i dzieciom krzywdy nie zrobi. Dzieci mają się w Polsce dobrze. Wiadomo też, że matka dopuści ojca do dzieci, gdy tylko pozbędzie się obawy przed ich uprowadzeniem. Obawa ta ma pełne podstawy, ponieważ w czasie postępowania przed polskim sądem belgijski ojciec zorganizował z wynajętymi belgijskimi osiłkami napad na dzieci, matkę i jej ojca w Poznaniu, niemal porywając dzieci. Wiadomo, że i polscy dziadkowie chcą dzieciom zapewnić normalne, szczęśliwe dzieciństwo z udziałem ojca.

Źródłami przesadnej agresji w belgijskiej inicjatywie były chciwość, emocje po rozpadzie związku rodziców, i kryzys demograficzny w Belgii. Polskiej matce można było zabrać w Belgii mieszkanie i sporo pieniędzy. Nie była to pierwsza Polka tak okradziona w Belgii. W Belgii matkę pośpiesznie pozbawiono władzy rodzicielskiej, prawa do kontaktów z dziećmi, i nałożono na nią "grzywnę" w wysokości 1000 euro (tysiąca) za każdy dzień pozostawania w Polsce z dziećmi. Zarazem wszczęto przeciw niej bezpodstawnie postępowanie karne z zarzutu porwania dzieci, aby groźbą aresztu w Belgii wykluczyć jej powrót do Belgii. Dzięki temu dzień po dniu, tysiąc euro po tysiącu, Belgowie w majestacie swego prawa okradali i do dziś okradają Polkę, która do nich przyjechała, by ciężko pracować i wychować dzieci na belgijskich obywateli, płacących w Belgii podatki. Tak zmieniona sytuacja prawna wyklucza wyrażenie przez nawet najbardziej przychylną Belgom a zarazem uczciwą osobę poparcia żądaniu powrotu dzieci do Belgii. To złodziejskie zachowanie Belgów, godne kanalii, którymi w każdym wolnym kraju zajęłyby się z upodobaniem wolne media.

W Polsce sprawę napędza demoralizacja i samowola urzędników i sędziów. Połączenie nieprawości z obu państw, Belgii i Polski, doprowadziło do sytuacji szkodliwej dla wszystkich uczestników. W pewnym sensie za pokrzywdzonych nieprawością sędziów i urzędników belgijskich i polskich można uznać także belgijskich ojca dzieci oraz ich dziadka, którzy na żenujące występy własne i polskich sędziów tracą czas potrzebny na spotkania z dziećmi i życie rodzinne. Dzieciństwo jest krótkie, a wspomnienia czasu spędzonego z ojcem lub dziadkiem stanowią jego ważną część. Sędziowie powinni byli szybko wygasić emocje sporu rodzinnego, odrzucić wniosek o wydanie dzieci, których nikt nie porwał ani nie zatrzymał bezprawnie, po czym w osobnym postępowaniu, które zresztą wszczęto przed złożeniem wniosku o wydanie dzieci, zobowiązać rodziców oraz organy władzy wykonawczej w Belgii i Polsce do dzielenia opieki nad dziećmi w taki sposób, by żadne z rodziców nie mogło drugiego trwale pozbawić dostępu do dzieci. Niestety zwykłych przyzwoitych ludzi jako ławników losowanych, do spraw rodzinnych w Polsce i Belgii się nie dopuszcza, a sędziów nie dobiera się do zawodu podług kwalifikacji moralnych, lecz w negocjacjach koalicji gangów politycznych i urzędniczych, w Polsce reprezentowanych w Krajowej Radzie Sądownictwa, stającej się obecnie polem bitwy o wpływy. W ostatecznym rachunku rodzina ponosi koszt wad ustrojowych państwa, złej woli lub głupoty autorów konstytucji.

Dnia 21 marca 2017 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu miał szanse zakończyć żenujące i drańskie występy funkcjonariuszy polskiego państwa. Zamiast tego Sąd Okręgowy wyrzucił tylko publiczność z sali sądowej.

Sąd mógł odrzucić niewypełniony belgijski wniosek o wydanie dzieci i wskazać stosowność uregulowania opieki nad dziećmi w zwykłym sądowym postępowaniu rodzinnym, po uchyleniu bezprawnie wydanych w Belgii: orzeczenia o pozbawieniu matki władzy rodzicielskiej i prawa do kontaktu z dziećmi, i orzeczenia o kuriozalnej, złodziejskiej grzywnie 1000 (tysiąca) euro dzienne dla matki.

Wobec nacisku korupcyjnego i politycznego, z Brukseli i z Warszawy, Sąd Okręgowy w Poznaniu nie wyda zgodnego z prawem orzeczenia, jeśli nacisków tych nie zrównoważy nacisk społeczny na przyzwoite zakończenie sprawy. Wyjaśnienia takiej podstawy sędziów dostarcza komentarz z satyry politycznej: "- Odwoła mnie Pan? - Nie, Marek. Nie mogę. Nawet gdybym chciał, nie mogę, bo nie możemy się cofnąć, bo to byłaby oznaka słabości, a jakiej głupoty byśmy nie zrobili, jakiej bzdury byśmy nie powiedzieli, trzeba iść w zaparte. Rozkaz 227. Masz to w Regulaminie? Nie masz. Ani kroku w tył! - No ale to ja się zamęczę! - Trudno" ("Ucho Prezesa" odc. 7, "Siemandero!", 07:10 10). Wyjaśnienia takiej podstawy dostarcza też bystra sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia w Warszawie Anna Kuzaj, która dnia 26 listopada 2105 r.  uniemożliwiła śledztwo w sprawie przestępstw urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych odmawiających ochrony polskim rodzinom w Niemczech, i podejrzewanych o uleganie niemieckiej korupcji. Sędzia stwierdziła, że polski Kodeks karny, jakoby dla ochrony "autorytetu" instytucji państwowych, pozostawia bez ochrony "interes publiczny lub prywatny, na szkodę którego działa funkcjonariusz". Napisała w swej odmowie ochrony prawa: "Podkreślić należy, że art. 231 par. 1 kk chroni abstrakcyjnie ujęte dobro prawne w postaci prawidłowego funkcjonowania instytucji państwowych i samorządu terytorialnego, a także wynikający z tego ich autorytet. Pobocznym przedmiotem ochrony jest zaś interes publiczny lub prywatny, na szkodę którego działa funkcjonariusz" (sygn. akt: II Kp 2384/15 11). W obronie autorytetu skorumpowanego sądownictwa trzy gracje z sądu Sądu Okręgowego w Poznaniu wydadzą dzieci bez względu na bzdury powypisywane przez pomocnicę komorniczą zatrudnioną w roli sędziego w sądzie rejonowym. Politycy z tego samego powodu będą udawali, że nie dostrzegają państwa bezprawia w pełnej krasie. Dziennikarze finansowani ogłoszeniami spółek zależnych od państwa lub polityków, i na przeróżne inne sposoby od decyzji polityków, dyskretnie zamilczą.

Z rządową i samorządową korupcją w polskim sądownictwie rodzinnym skończyć można tylko w jeden sposób: w demokratycznym wykonaniu dyspozycji art. 182 Konstytucji, w zakresie zgodnym z art. 4 Konstytucji, występując przeciwko samowoli sędziów i urzędników o społeczny udział w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości, poprzez ustanowienie obowiązku sądu orzekania z udziałem losowo dobieranych ławników w każdej sprawie rodzinnej i w każdej sprawie karnej oraz we wszystkich postępowaniach dyscyplinarnych w sprawach sędziów i prokuratorów; poprzez wprowadzenie powszechnych wyborów na stanowiska prokuratorów okręgowych oraz prezesów sądów okręgowych; poprzez dopuszczenie niezależnego od prokuratora obywatelskiego aktu oskarżenia przeciwko funkcjonariuszowi publicznemu i osobie działającej na jego polecenie. Prawo samo się przed skorumpowanym funkcjonariuszem publicznym nie obroni. Kolega skorumpowanego funkcjonariusza publicznego obrońcą prawa też nie będzie. W demokracji ostateczna obrona prawa jest oczywistym zadaniem obywatela.

Sprawa dzieci pani Anny jest dowodem, że ostateczna obrona prawa jest w Polsce konieczna. Dowodem tej potrzeby są twierdzenia prokuratora prokuratury rejonowej delegowanego do Prokuratury Okręgowej w Warszawie 12, być może po to tylko, by z wdzięczności za awans odmówić postępowania karnego w sprawie korupcji w ministerstwie sprawiedliwości oraz w sprawie korupcyjnego wpływania przez urzędników tego ministerstwa na sędziów w sprawie dzieci pani Anny i innych dzieci. Korupcję należy nazywać korupcją. Obywatel musi zastąpić prokuratora, piszącego wobec jawnie korupcyjnej propozycji, w której brak tylko dokładnego określenia wysokości oferowanej łapówki, że jakoby: "nie można utożsamiać treści pisma przewodniego z dnia 22 kwietnia 2016 r. Ministerstwa Sprawiedliwości skierowanego do Sądu Rejonowego Poznań - Stare Miasto w Poznaniu, w załączeniu którego przesłano kopię pisma belgijskiego organu centralnego (przekazanego pocztą elektroniczną w dniu 6.04.2016r.), w którym w/wym organ m.in. >>(...) zwraca się z zapytaniem jaka jest sytuacja ojca oraz dziadka małoletnich, którzy przebywają obecnie w areszcie i jak można ich uwolnić od zarzutów<<, z propozycją udzielenia korzyści osobistej i z realizacją znamion przestępstwa" 13. Można to czynić i należy. To była i to jest propozycja udzielenia korzyści osobistej, którą przyjęli i wykonują sędziowie w Poznaniu: Anna Lewandowska, Alina Szymanowska, Małgorzata Radomska-Stemplewska i Małgorzata Wiśniewska.

Sąd Okręgowy w Poznaniu, tablica