Na początku sierpnia 2016 r. niemieccy urzędnicy porwali polskie dziecko w dwa dni po narodzinach, bezpośrednio ze szpitala, głosząc kuriozalnie, że pod opieką własnej matki dziecko jakoby "wyschnie". Republika Federalna Niemiec, zagrożona według statystyk Unii Europejskiej w czasie najbliższych 70 lat utratą piątej części swej całkowitej liczby ludności, coraz brutalniej łamie prawa człowieka i prawa dziecka, porywając dzieci obcokrajowcom przebywającym w Niemczech. Niemieccy urzędnicy napadają na polskie rodziny w Niemczech, w szczególności na dzieci samotnych rodziców. Polscy urzędnicy, pracownicy ministerstwa spraw zagranicznych, konsulowie, pracownicy ministerstwa sprawiedliwości, zamiast występować w obronie polskich rodzin, milczą albo wspierają swych niemieckich kolegów, mimo wezwań polskich posłów i organizacji społecznych, mówiących o "handlu dziećmi" i stojącej za nim "korporacji urzędników", polskich i zagranicznych.

Samowola jugendamtu

Dnia 2 sierpnia 2016 r. malutka Helenka (imię zmienione) została porwana matce w dwa dni po narodzinach. Urzędnicy samorządu miasteczka Kirchheim pod górą Teck w Badenii-Wirtembergii, południowo-zachodnim kraju Republiki Federalnej Niemiec, pełniący zadania urzędu zwanego w Niemczech "jugedamtem", urzędem do spraw dzieci i młodzieży, który jako osobna instytucja nie istnieje, weszli do szpitala, kliniki okręgowej w Esslingen, i porwali ją przemocą bez uzasadnienia czy wyjaśnienia, mimo że pracownicy szpitala nie dostrzegli jakichkolwiek zagrożeń ani kłopotów u dziecka i matki. Matka troskliwie zajęła się dzieckiem; miała z nim wrócić do mieszkania, które przed urodzeniem dziecka zostało wyremontowane i dostosowane do potrzeb małego dziecka i matki.

Porwana przez niemieckich urzędników Helenka spędza pierwsze tygodnie swego życia, kluczowe dla jej rozwoju biologicznego i umysłowego dziecka, wśród obcych ludzi. Matka nie wie, gdzie i z kim przebywa jej dziecko narodzone przed paroma dniami. Państwo ulokowane w samym środku Europy traktuje w dwudziestym pierwszym wieku ludzi poniżej norm. których nie kwestionowano w starożytności i średniowieczu.

Nic na piśmie

Niemieccy urzędnicy odmówili pisemnego uzasadnienia i udokumentowania czynności porwania dziecka. Matka nie dostała dokumentu poświadczającego zabranie jej dziecka. Przekazując zabawkę swego dziecka do naprawy, matka otrzymałaby w Niemczech pokwitowanie. Dziecko zostało tymczasem porwane, wydane anonimowym osobom, ukryte przed rodziną bez przekazania matce jakiegokolwiek dokumentu. Podobnie jak w czasie mordowania ludzi w obozach koncentracyjnych, niemieccy urzędnicy wciąż dbają o niepozostawianie pisemnych dowodów swej przestępczości urzędowej. Usiłowali natomiast wymusić na matce legalizację porwania dziecka. Polską matkę namawiano do podpisania zgody na zabranie jej dziecka, szantażując ją groźbą zabrania jej dziecka przez sąd. Urzędniczka jugendamtu otwarcie mówiła matce, że niemiecki sędzia rodzinny orzeka zawsze zgodnie z życzeniem jugendamtu.

Urzędnicy jugendamtu jako uzasadnienie porwania dziecka powołali oświadczenie pracownicy pomocy społecznej, która ponoć stwierdziła, że matka "sobie nie radzi", i że w dodatku ma jakieś zadłużenie, oraz powołali się na rzekomą wypowiedź nieokreślonego pracownika szpitala, który jakoby wyraził wątpliwości dotyczące umiejętności matki w zakresie opieki nad dzieckiem. Później jedna z urzędniczek, które porwały dziecko, prawdopodobnie nie mająca żadnych własnych doświadczeń z dziećmi, poważnie opowiadała o dziecinnie zmyślonym zagrożeniu, może w oparciu o zasłyszenie ze swego dzieciństwa, mówiąc, że była przekonana, że dziecko bez zawodowego opiekuna "wyschnie" (dosłownie) i umrze w ciągu paru dni. Urzędniczka ta, nie potrafiąca wyjaśnić ani rażącej nagłości napadu na polskie dziecko i matkę, ani swej obawy o "wyschnięcie" dziecka, przyznała parokrotnie, że "głupio wyszło" (dosłownie: "dumm gelaufen"), jednak nie uznała za stosowne oddać dziecka matce.

Niemiecki totalitaryzm w Unii Europejskiej

Prawa polskiego dziecka i rodzica do życia rodzinnego i opieki nad dzieckiem nie są w Niemczech chronione. Niemieckiemu urzędnikowi w praktyce wolno zabrać polskie dziecko bez formalności; rodzic nie otrzymuje nie tylko poświadczenia zabrania mu dziecka, ale i powiadomienia o jego dalszym losie. Niemieckie państwo swobodnie i bez skrępowania łamią prawa człowieka i prawa dziecka przysługujące Polakom, obcokrajowcom, niezamożnym obywatelom Niemiec. Każda rodzina nie mająca znacznych środków finansowych i pomocy prawnej jest w Niemczech zagrożona zniszczeniem przez niemieckie państwo, które nie porzuciło swego totalitarnego dziedzictwa. Niemieckie państwo z zasady nie chroni rodziny. Zgodnie z pruską tradycją skłonne jest nawet zwalczać ją jako źródło oporu przed wszechwładzą urzędników.

Niemiecka praktyka odmawiania Polakom poszanowania praw człowieka i praw dziecka nie napotyka sprzeciwu polskich urzędników ministerialnych w Polsce, i polskich konsulów w Niemczech. Głupota i arogancja wyjaśnień niemieckich urzędników, opowiadających o "wysychaniu" polskiego dziecka pod opieką jego matki czy o innych podobnych "zagrożeniach", także o szkodliwym wpływie na dziecko rozmawiania po polsku z rodzicem, przypominają dziecinne zmyślenia omawiane w piaskownicy. Przejawy rażącej niekompetencji i nieuczciwości niemieckich urzędników są przed polską opinią publiczną i politykami ukrywane przez świadomych ich polskich urzędników. Wskutek tego ukrywania pozornie nieszkodliwym wydaje się brak zorganizowanej polskiej współpracy w ochronie polskich rodzin i ich interesów. Odpowiedzialny za prawa rodzin wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik jest jak dotychczas bezskutecznie proszony o podjęcie wraz z polską stroną społeczną rządowych prac nad polskim stanowiskiem wobec niemieckiego bezprawia, i rządowo-społecznego polskiego badania przypadków rażącego nieposzanowania prawa i braku profesjonalizmu niemieckich urzędników. Trudno w Polsce burzyć mit niemieckiej praworządności, wytykać "wielkiemu sojusznikowi Polski w Unii Europejskiej" brak sprawnych instytucji demokratycznego państwa prawnego, gdy polscy urzędnicy obowiązani występować przeciwko naruszaniu praw Polaków za granicą, ukrywają to naruszanie przed opinią publiczną, posłami, senatorami, ministrami.

Niemiecka polityka europejska bezpośrednio zagraża Polsce. Obecnie z pomocą Unii Europejskiej i Komisji Europejskiej Niemcy próbują rozciągnąć na terytorium Polski uprawnienia swych urzędów i sądów do zabierania Polakom dzieci. Niemcy usiłują poprzez nowelizację unijnego Rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003, które obowiązuje w Unii bezpośrednio, pozbawić polskie rodziny w Polsce ochrony polskich sądów przed obcym, także niemieckim, bezprawiem. Unia Europejska, która miała wykluczyć nawrót niemieckich starań o panowanie na kontynencie staje się narzędziem tych starań. Wielka Brytania opuszcza Unię, nie mogąc powstrzymać przekształcania Unii w niedemokratyczną niemiecką Republikę Federalną Europy.

Ideologia narodowego socjalizmu

Działania urzędników Republiki Federalnej Niemiec przeciwko polskim obywatelkom, malutkiej Helence i jej mamie, stanowią rażące i nieludzkie bezprawie. Niemcy występują przeciwko samej istocie idei rodziny. Twierdzą wbrew podstawowym aktom prawa międzynarodowego określającym ochronę rodziny, że rodzina, a w szczególności polska rodzina, może opiekować się dzieckiem jedynie po uzyskaniu odpowiedniej zgody niemieckiego urzędnika. Niemcy w praktyce zakładają, że opiekunem albo i "właścicielem" dziecka z mocy prawa jest urzędnik, a rodzic może ewentualnie zostać przez urzędnika upoważniony do opieki nad swym własnym dzieckiem, jeśli współdziała, "kooperuje" z urzędnikiem, wypełniając jego polecenia, i w dodatku z góry zobowiązując się do wykonywania tych poleceń.

Nie są retoryczną przesadą twierdzenia, że takie założenia antyliberalnego kolektywizmu w sprawach rodzinnych należą do podstaw niemieckiego narodowego socjalizmu, a nacjonalizm niemieckiego państwa i jego funkcjonariuszy, ujawniający się w dyskryminacyjnej brutalności niemieckiego traktowanie polskich obywateli, jest pozostałością etnicznego fundamentalizmu z połowy ubiegłego wieku. Idee niemieckiej państwowej ideologii narodowego socjalizmu przetrwały czas państwowego podporządkowania zwycięskim w wojnie aliantom, i w przebraniu idei "państwa opiekuńczego" obecnie, na fali obaw przed demograficznym upadkiem Niemiec, znów zaczynają napędzać państwową agresję.

Zapobieganie upadkowi demograficznemu Niemiec

Niemcy według przewidywań statystyków Unii Europejskiej mają stracić do roku 2080 swą dotychczasową pozycję najludniejszego państwa Europy (80,7 mln) przed Francją (66,2 mln) i Wielką Brytanią (64,6 mln), tracąc w tym czasie paręnaście milionów obywateli (15.3 mln). Kłopotliwa dla niemieckich urzędników wizja Niemiec jako państwa w 2080 r. mniej ludnego (65,4 mln) niż Wielka Brytania (85,1 mln) i Francja (78,8 mln), i to mimo ogromnych wydatków na wspieranie dzietności ("kindergeld"), jest dla nich wystarczającym powodem, by nie martwić się prawami człowieka i prawami dziecka podczas porywania dzieci obcokrajowcom. Groźba utraty pracy w opiece wskutek spadku liczby dzieci naprawdę potrzebujących opieki pozbawia wielu urzędników sumienia. Podobnie obawa przed utratą pracy wskutek spadku liczby uczniów stała za pomysłem obniżenia w Polsce wieku szkolnego.

Ludność krajów Europy

Niemiecka polityka rodzinna i migracyjna mogą stanowić wyraz przygotowań do rywalizacji o wpływy w Europie po rozwiązaniu Unii Europejskiej. Niemcy nie dorobiły się tradycji wielokulturowej demokracji. Nie mają za sobą osiągnięcia porównywalnego z wielonarodową polsko-rusko-litewską Rzecząpospolitą, która przyciągała imigrantów nawet z odległych krajów Szkocji i Holandii. Zamiast przyciągać ludzi obietnicą wolności i kultury, niemieckie państwo stosuje przemoc. Porywanie dzieci sąsiadom jest nie do pogodzenia z ideą Unii Europejskiej, tak samo jak niedemokratyczne budowanie wpływów politycznych w Unii w oparciu o gospodarkę korzystającą z zasobów i rynku wciąż najludniejszego kraju Unii, do których różnymi sposobami nie dopuszcza się firm z innych krajów członkowskich. Takie działania nie świadczą o woli utrzymania Unii. Służą wykorzystaniu Unii do drenowania słabszych państw członkowskich z kapitału ludzkiego, obok korumpowania i podporządkowywania sobie ich klas urzędniczych.

Kapitał ludzki z Polski

Uprowadzenie ponad dwustu tysięcy dzieci z Polski w czasie ostatniej wojny było środkiem odbudowy niemieckiego kapitału ludzkiego niszczonego wojną, który nie wywołał ani etnicznego ani moralnego oporu w niemieckim społeczeństwie. Powojenny komunistyczny rząd polski pozostawił bez jakiejkolwiek pomocy ogromną większość tych dzieci zatrzymanych w Niemczech. Obecnie wojenna i powojenna sytuacja zaczyna się powtarzać. Niemieccy urzędnicy poczęli regularnie traktować polskie rodziny jako źródło zaopatrzenia w dzieci. Komunistyczny rząd nie martwił się o uprowadzone dzieci, gdyż po wojnie Polska cieszyła się wyżem demograficznym. Obecnie Polsce grozi do 2080 r. spadek liczby ludności proporcjonalnie nawet większy niż Niemcom, w liczbie niemal 10 milionów (z 38,5 mln do 29,6 mln), utrata blisko czwartej części liczby ludności (23,1 procent).

Mimo częstej wrogości wobec obcych, opory i obawy przed pozyskiwaniem ludzi z innych krajów nigdy nie były w Niemczech głębokie. Słowo "gastarbeiter" pochodzi z języka niemieckiego. Nawet w połowie dwudziestego wieku niemiecka propaganda rzekomej jedności etnicznej niemieckiej ludności i jej germańskiego czy "aryjskiego" pochodzenia, słabo ukrywała dosyć powszechną w Niemczech wiedzę o bardzo zróżnicowanym, celtyckim, italskim, semickim, germańskim i słowiańskim składzie niemieckiej mieszanki etnicznej. W przeciwieństwie do wyjątkowo jednolitego etnicznie i językowo obszaru Polski, Ukrainy, Rosji, Niemcy położone w centrum Europy na skrzyżowaniu szlaków wędrówek i spotkań ludów ze wschodu i zachodu, północy i południa, były obszarem wieloetnicznym nieprzerwanie od czasów prahistorycznych.

Prywatne interesy kosztem cudzych dzieci

W Polsce obecnie dopiero powoli i z trudem publicznie ujawnia się, że w Europie Zachodniej, nie tylko w Niemczech, urządzane są prawdziwe "polowania na polskie dzieci".

Oczywiście porywanie dzieci Polakom nie spowolni w zauważalnym stopniu utraty europejskiej ludności w Niemczech i innych krajach zachodnich Unii. Jednak wynikająca z szybko rosnących obaw przed ludnością nieeuropejską i muzułmańską przychylność społeczeństw dla pozyskiwania europejskich dzieci ułatwia uzyskiwania znacznych korzyści finansowych z tytułu zbędnej opieki nad uprowadzonymi dziećmi, niepotrzebnych usług terapeutycznych i medycznych, których nikt nie nadzoruje, lub związanych z rzeczywistymi szkodami im wyrządzonymi, a nawet z udostępniania dzieci osobom, które je wykorzystują seksualnie. W Niemczech mówi się o "przemyśle" opieki.

Połowę dzieci przekazywanych niemieckiemu przemysłowi opiekuńczemu stanowią obecnie dzieci obcokrajowców. Ich udział w całkowitej liczbie dzieci zabieranych rodzicom w Niemczech szczególnie szybko rośnie w czasie ostatnich 10 lat, od 2007 r., czasu rozwinięcia tam komercyjnych zasad organizowania opieki nad dziećmi na koszt państwa (wolnespoleczenstwo.org/dokumenty/2016/08/VorlaeufigeSchutzmassnahmen5225203157004.pdf, str. 29 - 30).

Niemieckie państwowe bezprawie

Niemiecka urzędniczka odpowiedzialna za porwanie Helenki w dwa dni po jej narodzinach, Sylvia Pietrasch, skierowała do niemieckiego sądu pisemne uzasadnienia porwania dwudniowej Helenki ze szpitala. Zamiast jednak zgodnie z wymogami niemieckiego prawa wykazać wystąpienie zagrożenia dziecka, i wykazać, że zagrożenia tego nie udało się odsunąć pomimo udzielenia rodzicom pomocy, napisała o matce, której dane był cieszyć się dzieckiem ledwie przez dwa dni, iż: "Zgodnie z informacją zwrotną z ProjuFa pani (...) nie jest w stanie wybrać właściwych priorytetów w opiece dla dobra dziecka. Według zwrotnej informacji kliniki pani (...) potrzebuje wsparcia w opiece nad dzieckiem, ponieważ sama sobie z tym nie poradzi. (...) Dlatego nie można było całkowicie wychodzić z założenia, że dobro dziecka jest zabezpieczone. (...) wyszliśmy z założenia utajonego (bezobjawowego) zagrożenia dobra dziecka zgodnie z art. 8a Księgi VIII prawa socjalnego. Celem umożliwienia zapewnienia dobra dziecka niemowlę zostało wzięte przez nas pod opiekę i umieszczone w rodzinie krótkoterminowej opieki zastępczej na czas dalszej fazy wyjaśniania. (...) Deeskalacja sytuacji nie była z naszej strony dotychczas możliwa".

"Utajone (bezobjawowe) zagrożenie dobra dziecka" jest zgodnie z prawem niemieckim, międzynarodowym i unijnym równoznaczne brakowi zagrożenia dobra dziecka. Zgodnie z prawem międzynarodowym i unijnym w braku wykazania konkretnego zagrożenia dobra dziecka urzędnikowi nie wolno wtrącać się w życie rodzinne. Rodzice mają prawo do opieki nad dzieckiem bez pozwolenia urzędnika nawet wówczas, gdy ten nie może "całkowicie wychodzić z założenia, że dobro dziecka jest zabezpieczone".

Polska państwowa bezczynność

Polscy urzędnicy mają do dyspozycji aż nadto wiele środków prawa międzynarodowego, pozwalających występować przeciwko bezprawiu wobec polskich obywateli zagranicą. Bez trudu mogą wykazać łamanie prawa niemieckiego na szkodę dziecka i matki przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka i przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie czynią tego i nie uczynią, ponieważ osobiście mogą korzystać na współpracy z najbogatszym państwem Unii, albo przynajmniej mają nadzieję korzystać. Przedkładają osobisty interes nad swe obowiązki urzędowe.

Polski konsulat w Monachium, któremu sprawa Helenki została dokładnie przedstawiona, nie podejmuje żadnych działań.

Konsul generalny w Monachium, pomagający porywać dzieci Polakom

Polski konsul generalny w Monachium, Andrzej Osiak (fot.), nie zdobył się ani na wystosowanie wezwania do niezwłocznego oddania dziecka matce do urzędników jugendamtu winnych porwania, ani na wysłanie noty protestacyjnej do rządu kraju Badenia-Wirtembergia. Konsul generalny Andrzej Osiak pozostaje bezczynny w sprawie znęcania się Niemców nad polskimi obywatelami, dzieckiem i matką. Monachijska konsul Małgorzata Kasperkiewicz gołosłownie twierdzi (rozmowa telefoniczna, 2016-08-11), że "zajmuje się" sprawą. Osoby te tak samo odmawiają już miesiącami pomocy Polce, której 9-letni synek od ponad pół roku więziony jest w niemieckiej klinice psychiatrycznej. Uporczywie "zajmują się" sprawami rodzinnych tragedii, trwając w zupełnej bezczynności.

Zadaniem konsula jest chronić polskich obywateli, a nie brać udział w imprezach towarzyskich, prawić niemieckim urzędnikom pochlebstwa i ukrywać ich przestępcze poczynania przeciwko Polakom. Polskie państwowe milczenie wobec porwania polskiego dziecka jest zezwoleniem na kolejne porwanie. Organy polskiego państwa milczą. Liczba porywanych polskich dzieci rośnie. Polskich urzędników to nie interesuje. Pora urzędnikom tym podziękować za zajmowanie stanowisk.

Bezczynność przedstawiciela polskiej administracji państwowej wobec łamania praw człowieka i praw dziecka na szkodę polskich obywateli stanowi przestępstwo niedopełnienia obowiązków funkcjonariusza publicznego, określone w art. 231 polskiego kodeksu karnego, jednak konsul Andrzej Osiak nie musi obawiać się odpowiedzialności karnej. Polscy sędziowie, będący w istocie urzędnikami państwowymi powoływanymi tak samo jak inni urzędnicy i funkcjonariusze administracji państwa, bez udziału obywateli, odmawiają stosowania przepisu, który literalnie chroni wskazany w nim "interes prywatny" obywatela. Sędzia Anna Kuzaj w imieniu Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia w Warszawie (sygn. akt: II Kp 2384/15, 2015-11-26) w odpowiedzi na zarzuty dotyczące konsulów napisała wbrew prawu w uzasadnieniu postanowienia chroniącego konsulów: "Podkreślić należy, że art. 231 par. 1 kk chroni abstrakcyjnie ujęte dobro prawne w postaci prawidłowego funkcjonowania instytucji państwowych i samorządu terytorialnego, a także wynikający z tego ich autorytet. Pobocznym przedmiotem ochrony jest zaś interes publiczny lub prywatny, na szkodę którego działa funkcjonariusz". Dla sędzi, którą do sędziowskiej roli wybrali sędziowie i urzędnicy, a nie obywatele w powszechnym głosowaniu, ochrona obywatela jest "pobocznym przedmiotem ochrony" (sędzi Annie Kuzaj należą się podziękowania za szczerość).

Potrzeba działania państwowego

Brak reakcji polskiego państwa na niemieckie bezprawie wobec polskich rodzin jest skandalem. Sytuacja, w której niemieccy urzędnicy samowolnie zabierają dziecko polskim rodzicom bez wykazania jakiegokolwiek zagrożenia dziecka, powołując "utajone (bezobjawowe) zagrożenie dobra dziecka", i twierdząc, że "nie można było całkowicie wychodzić z założenia, że dobro dziecka jest zabezpieczone", dowodzi porzucenia norm państwa prawnego w Niemczech. "Utajone zagrożenie dobra dziecka" może "uzasadnić" zabranie dziecka każdemu rodzicowi.

Niemcy pozostają wciąż zobowiązane do przestrzegania prawa międzynarodowego, jednak jego egzekwowanie wymaga wystąpienia zainteresowanego państwa. Prawo międzynarodowe należy egzekwować w stosunkach międzypaństwowych. Nie będzie ono przestrzegane w sprawach polskich obywateli, jeśli polscy urzędnicy nie będą jego przestrzegania żądać. Obecnie nie żądają. Dlaczegóż zatem Niemcy miałyby szanować prawa Polaków?

Polskie dziecko porwane ze szpitala