Jonathan Freedland ostrzega, że dziejowa lekcja koszmaru dwudziestowiecznych totalitaryzmów może pójść w zapomnienie zanim jeszcze odejdą ludzie, którzy ich bezpośrednio doświadczyli. Wskazuje, że usuwanie tych koszmarów poza margines naszej rzeczywistości sprowadzić może na nas podobne koszmary.

Jonathan Freedland

"The Guardian Weekly", 29.06.2018

Prezydent USA odrywa dzieci od rodzin, a w Europie jego naśladowcy odczłowieczają migrantów. Wiemy, dokąd taka nienawiść prowadzi.

Pamiętają Państwo zapewne prawo Godwina, zgodnie z którym, im dłużej trwa debata internetowa, tym prawdopodobniejszym jest, że ktoś wspomni Hitlera lub nazistów. To była kpiarska uwaga, a zarazem miała użyteczny cel, chroniąc przed hiperbolą i głupimi porównaniami. Jednakże w sierpniu 2017 r., gdy amerykańska skrajna prawica zorganizowała marsz z pochodniami w Charlottesville, Mike Godwin zawiesił swe własne prawo. "Porównujcie tych głupców do nazistów pod każdym względem", napisał w serwisie Twitter.com. "Czyńcie to wielokrotnie. Jestem w tym z wami".

Mimo tego rozgrzeszenia byłem skłonny przestrzegać mojej własnej wersji prawa Godwina. Staram się unikać porównań do nazistów, głównie dlatego, że prawie zawsze są niesłuszne i służą trywializowaniu tych, którzy wymordowali miliony osób w latach czterdziestych dwudziestego wieku. Jednakże takie samoograniczanie się wiąże się z pewnym kosztem. Ponieważ umieszcza się epokę nazizmu poza marginesem, postrzega ją jako tak odległą od dziedziny naszego zwykłego ludzkiego doświadczenia, że mogła była równie dobrze zdarzyć się na odległej planecie - planecie Auschwitz - to wywołuje się ryzyko utraty lekcji, którą ona stanowiła. Byłoby to zaprzepaszczeniem kluczowej korzyści, którą daje badanie Trzeciej Rzeszy: systemu wczesnego ostrzegania.

Zatem dokonam tego porównania: gdy Trump nakazał funkcjonariuszom rządu USA na południowej granicy rozdzielać dzieci migrantów od ich rodziców, wyrywać płaczące niemowlęta rodzicom, nawet odrywać niemowlę od piersi, otwierał on ponownie drogę ku Holokaustowi. Nie nakazywał wymordowania całego narodu ani wysyłania milionów osób na śmierć. Jednak było w tym przypomnienie, którego nie wolno przemilczeć.

Na pierwszym planie jest sam podstawowy akt rozdzielenia. Gdy słucha się ocalałych z Holokaustu, nawet tych, którzy przyzwyczaili się opisywać zdarzenia najokrutniejsze, i którzy potrafią to czynić, nie roniąc łzy, dostrzega się u nich wewnętrzną walkę, gdy wspominają chwilę swego rozdzielenia od rodzica. Ta chwila koszmaru przeżytego w dzieciństwie nigdy ich nie opuszcza.

Rodzice oderwani na granicy meksykańskiej od tych 2300 dzieci nie byli prowadzeni na śmierć. Ale są podstawy, by przypuszczać, że mogą oni nigdy nie zobaczyć swoich synów i córek, z których część wysłano do miejsc odległych o tysiące mil. Nie ma systemu łączenia dzieci z rodzicami. Dzieci nie były odpowiednio rejestrowane. Jak może dwulatka, która nie mówi po angielsku, wyjaśnić, kim jest? Może za osiemdziesiąt lat starzy mężczyźni i kobiety będą łkali, przypominając sobie, jak byli zabierani przez umundurowanych funkcjonariuszy rządu USA, żeby nigdy więcej nie zobaczyć swej matki.

Jednak podobieństwa tu się nie kończą. Druciane klatki. Strażnicy mówiący zapłakanym dzieciom, że nie wolno im obejmować się nawzajem. I jeszcze ten przejmujący szczegół przekazany przez "Texas Monthly". Ujawniono, że strażnicy graniczni USA nie zawsze mówią rodzicom, że zabierają im dzieci. "Zamiast tego urzędnicy mówią: »Zamierzam zabrać twoje dziecko do kąpieli«. Dziecko jest zabierane, a po pół godzinie, po dwudziestu minutach, rodzic dopytuje: »Gdzie jest mój pięciolatek?«, »Gdzie jest mój siedmiolatek?«, »To długa kąpiel«. Oraz ((odpowiedź urzędnika)): »Nigdy więcej nie zobaczysz swego dziecka«". To nie to samo co mówienie Żydom mającym umrzeć, że powinni tylko wziąć kąpiel, ale w posłużeniu się oszustwem podobieństwo jest uderzające.

I jeśli w technice wykonania to przedsięwzięcie porusza znajomą nutę, to tak samo podobnie brzmi retoryka i propaganda stosowane przez sprawców i przez ich popleczników. Nie trzeba cofać się do lat trzydziestych dwudziestego wieku, by zdać sobie sprawę, że pierwszym krokiem ku katastrofie jest odczłowieczenie lżonej grupy osób. Tak działo się to w Ruandzie i na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, i tak dzieje się to dziś w Stanach Zjednoczonych. "To nie są ludzie, to zwierzęta", powiedział prezydent USA w ubiegłym miesiącu. Oni chcą "zalać nas i stać się plagą w naszym kraju", pisał w serwisie Twitter.com w bieżącym tygodniu. "Plaga" jest słowem zarezerwowanym dla owadów i szczurów. To język służący zduszeniu ludzkiego współczucia poprzez sugerowanie, że cierpiący nie są nawet ludźmi.

Obrońcy Trumpa wzmacniają jego przesłanie. Przerażającym było obserwować Steve'a Hiltona, kiedyś występującego jako chodzący bez butów guru Davida Camerona na Downing Street, obecnie wynalezionego ponownie do roli gospodarza "Fox News", gdy uśmiechał się, słuchając specjalistki Ann Coulter nazywającej płaczące niemowlęta "aktorami dziecięcymi". Jej opinia była powtarzana w "Fox" przez Nigela Farage'a, który podobnie nalegał, by Trump nie cofał się wobec "wrzasków dobiegających z liberalnych mediów" i "pozostał twardym".

Mówiąc o uchodźcach, nowy włoski minister spraw wewnętrznych, Matteo Salvini, wzywał do oczyszczenia, albo może czystek, swego kraju, "dzielnica po dzielnicy, ulica po ulicy". Jego planem jest stworzenie rejestru Cyganów mieszkających we Włoszech. Tych z włoskim obywatelstwem "będziemy musieli niestety zostawić u nas", powiedział.

Znaki są widoczne dla każdego, kto nie boi się patrzeć. Coś dzieje się z naszym światem. Inni zauważyli, jak powojenny ład państwowy zaczyna kruszeć, gdy Trump podkopuje zachodni sojusz na korzyść autorytarnych tyranii. Jednak powojenny porządek jest demontowany także w inny, bardziej podstępny sposób.

Mówiąc zdecydowanie: normy i hamulce ustanowione po globalnym doświadczeniu Holokaustu, znikają przed naszymi oczami. Jakby granice wytyczone po 1945 r., określające akceptowalne zachowania ludzkie, były tylko liniami na piasku - a teraz nadchodzi przypływ.

To nie dzieje się w przeciągu jednej nocy. To dzieje się stopniowo, słowo po słowie, a każdy krok sprowadza nas coraz niżej. Dlatego każdy z nas musi teraz walczyć z dzisiejszymi koszmarami. Ponieważ jeśli tego nie zrobimy, kto przewidzi czekające na nas koszmary?

"The Guardian Weekly", 29.06.2018: