Polski rząd zgodził się na przeprowadzenie adopcji polskiego dziecka przez obcy sąd wbrew woli jego polskiej matki, wbrew Konstytucji i wbrew prawu Unii Europejskiej. Dzięki ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze od 8 maja 2018 r. w każdym kraju na świecie polskim rodzicom można zabrać dziecko i wydać je do adopcji anonimowym nabywcom. Polski rząd od wielu lat odgrywa kluczową rolę w niszczeniu polskich rodzin za granicą, pomagając obcym urzędnikom w bezprawnym zabieraniu dzieci polskim rodzicom.

Mimo wezwań polskiej rodziny, angielskiego sądu w Chelmsford i Stowarzyszenia Wolne Społeczeństwo polski rząd swą bezczynnością uniemożliwił przekazanie do Polski sprawy synka pani Brygidy. Angielski sąd zwrócił się w lipcu 2016 r. do polskiego rządu z pytaniem, czy sądowi temu wolno orzekać o adopcji polskiego dziecka. Nie było mu wolno tego czynić, jednak podczas długotrwałego, trwającego półtora roku, od połowy 2016 r. do końca 2017 r., milczenia polskiego rządu angielski sąd przeprowadził postępowanie adopcyjne wobec polskiego dziecka. Polscy urzędnicy ministerialni nie odpowiedzieli na pytanie angielskiego sądu. Pod koniec postępowania wysłali jedynie do rządu w Londynie, a nie do sądu w Chelmsford, powiadomienie, że można dziecku pani Brygidy zapewnić opiekę w Polsce. Uczynili to tuż przed terminem rozprawy, wskutek usilnych próśb rodziny w Polsce, nie wskazując w swym piśmie ani sądu ani sygnatury akt sprawy polskiego dziecka.

Sprawę synka pani Brygidy rozpoczęło umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej 23 czerwca 2016 r. Do chwili umieszczenia dziecka w pieczy zastępczej matka była jego wyłączną opiekunką; ojciec nie interesował się dzieckiem. Oboje rodzice są Polakami, którzy wyjechali do Anglii w celu podjęcia tam pracy.

Umieszczenie dziecka w pieczy zastępczej dokonane zostało wskutek wezwania policji po stwierdzeniu, że dziecko znaleziono 23 czerwca 2016 r., w wieku 3 lat, bez opieki poza domem. Sąsiadka matki donosiła, że dziecko wyszło samo z domu. Matka poddała w wątpliwość twierdzenie urzędników, że dziecko wyszło na ulicę, wskazując, że dziecko wiedziało, że nie powinno opuszczać przydomowego ogrodu, i że zapewne tego nie uczyniło. Matka wyjaśniła krótkotrwały brak opieki nad dzieckiem swą utratą świadomość spowodowaną bólem kręgosłupa i zastosowaniem silnego środka przeciwbólowego, z którego zrezygnowała po ujawnieniu się skutków ubocznych. Policja znalazła w domu na lodówce opakowanie środka farmaceutycznego. Opinia psychologiczna dotycząca matki, sporządzona1 po zdarzeniu wykluczyła przeszkody intelektualne po stronie matki w sprawowaniu opieki. Podkreślano natomiast kłopoty w porozumieniu ("understanding") z angielskimi pracownikami socjalnymi, bez ujawnienia przy tym jednak, że ich przyczyną była tylko nieznajomość języka angielskiego. W opinii stwierdzono brak jakichkolwiek problemów alkoholowych i niskie prawdopodobieństwo ich wystąpienia w przyszłości. W konkluzji opinii stwierdzono możliwość prawidłowego sprawowania przez matkę opieki nad dzieckiem, ze wskazaniem potrzeby "monitorowania" sytuacji dziecka pod opieką matki celem "minimalizowanie ewentualnego ryzyka". Nie stwierdzono jakichkolwiek problemów lub szkód u dziecka.

Urzędnicy (urzędniczki) samorządu miejscowego2 wystąpili do sądu3 o zgodę na wszczęcie postępowania adopcyjnego, ignorując uzasadnioną opinię o możliwości prawidłowego sprawowania przez matkę opieki nad dzieckiem. Zalecili oddanie dziecka do adopcji jakoby w celu "podarowania" dziecku stabilizacji i w celu przerwania rzekomego "kręgu traumy i zaniedbywania" powodującego jakoby "cierpienia" dziecka. W rzeczywistości dziecko miało stabilizację i normalne warunki życia pod opieką matki. Twierdzili, że nic poza adopcją dziecku nie pozostaje, ponieważ zastępcza opieka długoterminowa nie zapewni mu "długoterminowego bezpieczeństwa" ("long term security") i "poczucia przynależności" ("sense of belonging"). Pozaprawnych określeń dotyczących "bezpieczeństwa" i "poczucia przynależności" nie zdefiniowali, używając ich całkowicie dowolnie. Urzędnicy poświadczyli zarazem nieprawdę o rzekomym "zaniedbywaniu" dziecka. Poświadczyli też nieprawdę o rzekomym braku osób bliskich matce, gotowych zaopiekować się dzieckiem w Polsce. Urzędnicy zaplanowali pozbawianie dziecka kontaktu z matką poprzez zwiększanie przerw w spotkaniach stopniowo, poczynając od przerwy dwutygodniowej, a następnie pozbawianie dziecka kontaktu z matką na trzy, później cztery tygodnie, by w końcu zorganizować "spotkanie pożegnalne" przed adopcją. Dziecku uniemożliwiono także kontakty z osobami bliskim matce. Urzędnicy nie przedstawili matce w języku polskim swych zamiarów pozbawienia dziecka kontaktu z matką i wydania go do adopcji. Wnioski sformułowane w języku angielskim były dla niej niezrozumiałe.

Sformułowania zamiarów urzędników wskazują na brak potrzeby przekonywania sędziego do wykonywania ich poleceń. Urzędnicy formułowali zarzuty bez uzasadnień albo z absurdalnymi uzasadnieniami. Zarzucali matce, że dziecko "wybiera sobie różne rodzaje żywności zamiast jeść właściwie", a matka pozwala mu "jeść często to, co on sobie wybierze", że "zjadał po trochu różnych rzeczy i nie jadł w odpowiedni sposób". Zdaniem urzędników miało to świadczyć o niezdolności matki do wytyczania dziecku granic w zakresie zdrowego odżywiania".

Przyznali jednak, że matka zachęca dziecko do higieny i zdrowego odżywiania, że przynosi mu owoce na spotkania do zjedzenia na miejscu i do zabrania do domu rodziny zastępczej. Zaznaczyli zarazem, że dziecko jest zdrowe i było chronione pod opieką matki, że matka zawsze trzymała dziecko za rękę, przeprowadzając je przez ulicę, a czasami przenosiła je nawet przez ulicę dla bezpieczeństwa. Stwierdzili serdeczny stosunek matki do dziecka, odwzajemniany przez dziecko.

Urzędnicy zauważyli nawet, że matka cierpliwie znosiła złośliwości urzędników i utrudnianie jej kontaktu z dzieckiem przez urzędników. Urzędniczka samorządowa Krystal Piper przyznała, że urzędnicy usiłowali nakłonić matkę do zaprzestania przynoszenia dziecku prezentów, a nawet do zabrania mu prezentów, które już otrzymało. Usiłowali w ten sposób pozbawić dziecko zaufania do matki. Odnotowano, że urzędnikom udało się doprowadzić do zapominania przez dziecko języka polskiego, co utrudnia mu kontakt z matką4.

W postępowaniu sądowym pod sygn. akt: CM16C05273, 21 lipca 2016 r. sąd rodzinny, Family Court, wydział sądu rejonowego w Chelmsford, Chelmsford County Court, uznał swą właściwość (jurysdykcję) na podstawie prawa Unii Europejskiej oraz ustalenia faktu zwykłego pobytu dziecka w Anglii ("The court has jurisdiction on the basis that the child is habitually resident in England"), co zgodnie z unijnym Rozporządzeniem nr 2201/2003 z 2003 r. wykluczało podjęcie postępowania adopcyjnego przez ten i każdy inny sąd w Anglii, czyniąc w sprawie adopcji właściwymi sądy polskie.

W postępowaniu nie dano matce szans obrony dziecka. Przewidziano pomoc tłumacza w kontaktach matki z jej profesjonalnym pełnomocnikiem procesowym, jednak bez określenia przesłanek skuteczności takiej reprezentacji prawnej, choć dostrzeżono, że postępowanie wkracza w sferę praw człowieka przysługujących matce. Nie dostrzeżono, że dziecku przysługują prawa człowieka i prawa dziecka w zakresie tożsamości i życia rodzinnego. Zabroniono przedkładania sądowi dokumentów i dowodów bez uprzedniego zezwolenia sądu. Urzędniczka samorządowa bezkarnie poświadczała rażącą nieprawdę o spożywaniu alkoholu przez matkę, o rzekomej "długiej historii przemocy i nadużywania alkoholu" ("a long history of violence and alcohol misuse") i o rzekomej propozycji matki zabrania jej dziecka: "weźcie go sobie", a także o rzekomym braku wskazania przez matkę rodziny gotowej przyjąć dziecko w Polsce, gdyby ona nie mogła się nim opiekować. Urzędniczka samorządowa jako zagrożenie dla dziecka po ewentualnym oddaniu go matce wskazała brak "silnej sieci wsparcia" ("strong support network") dla matki w Anglii. Urzędniczka odnotowała, że w mieszkaniu matki był "nieporządek", donosząc, że dziecko rozlało trochę mleka na podłogę, gdy samodzielnie próbowało otworzyć kartonik. Niemożność wypowiadania się przez matkę w języku, w którym prowadzono postępowanie, i brak niezbednej jej pomocy prawnej uniemożliwiły sądowi prawdziwe ustalenia okoliczności sprawy. Przeciwko matce wystąpiła grupa urzędniczek doświadczonych w kłamstwie, posługujących się własnym językiem. Matka tymczasem nie mogła porozumieć się nawet z prawnikami mającymi ją reprezentować, którzy i tak zresztą nie byli zainteresowani pomaganiem jej i oszukiwali ją. W sprawie losu dziecka urządzono okrutną farsę postępowania sądowego.

Same wypowiedzi opiekunów i urzędników wystarczają do zobrazowania sposobów znęcania się nad polską rodziną. Urzędniczka przyznała, że dziecko próbowało uciec spod opieki zastępczej, bronić się i bić opiekunkę zastępczą. Przytoczyła tłumaczenie, że dziecko jakoby czyniło to, "by zwrócić na siebie uwagę". Przyznała, że dziecko chowało się pod sofą ("immediately hid under the sofa when we entered the room and refused to come out") przed pracownikami socjalnymi, którzy przeszkadzali w spotkaniach dziecka z matką i wiedzieli, że przez ich obecność matka nie czuje się swobodnie ("The social worker took the lead in encouraging (...)((the child)) to play. (...) It was apparent that Miss (...)((mother)) was out of her comfort zone and this may have been due to having the social workers present.").

Pod opieką zastępczą dziecko doznało złamania obojczyka. Matka domyślała się, że było to skutkiem nieostrożnego użycia dostępnej przy domu rodziny zastępczej trampoliny dla dzieci bez siatki ochronnej zapobiegającej wypadnięciu dziecka poza trampolinę i upadkowi na ziemię. Urzędnicy twierdzili, że dziecko miało złamany obojczyk już w chwili zabierania go matce, ale potrzebowało ich zdaniem jakoby miesiąca, by zauważyć złamanie i zacząć odczuwać ból oraz informować o tym otoczenie. Urzędnicy usiłowali oskarżyć matkę o przemoc wobec dziecka. Nie wyjaśniono medycznych powodów, dla których złamanie miałoby zostać zauważone dopiero po upływie ponad miesiąca, a nie zgłoszone przez dziecko, gdy 24 czerwca 2016 r. badał je lekarz zaraz po zabraniu go matce. Lekarz ów pytany później o złamanie, stwierdził, że nie zauważył żadnych śladów obrażenia w okolicach obojczyka, i że nie pamięta, by opiekun zastępczy powiadamiał go o "trudnościach w poruszaniu ramieniem", które jego zdaniem byłyby nie do przeoczenia przy podnoszeniu ramion dziecka przy zdejmowaniu odzieży. Pochodząca z Polski współpracownica5 urzędników organizujących adopcję fałszywie oświadczyła, że dziecko nie znające języka angielskiego mówiło jej, że zostało uderzone przez matkę w ramię po stronie złamanego obojczyka. Przytaczała rzekome wyrażenia dziecka w języku angielskim: "My mum hit me.", "Like this.", opisując rzekome gesty dziecka mającego przypominać sobie po miesiącu rzekome pobicie go przez matkę, którego przed ujawnieniem złamania i wadliwej trampoliny nikt nie podnosił jako zarzutu przeciwko matce. Mimo że matka wskazała prawdopodobne okoliczności złamania wskutek braku zabezpieczenia trampoliny przy domu rodziny zastępczej, urzędniczka6 powiadomiła sąd, że "matka nie wyjaśniła tego zdarzenia, co świadczy o jej niezdolności do ochrony dziecka" (failed to provide an explanation (...) which indicates a failure (...) to protect her child).

Mimo wysiłków urzędników, mimo przeprowadzenia nawet badania (www.letox.co.uk) próbki włosów matki celem wykazania śladów użycia narkotyków i alkoholu, urzędnicy musieli przyznać, że jedyne, co mogą matce zarzucić, to "niedostateczna wiedza o skutkach interakcji między lekiem przyjmowanym przez nią w zastrzykach a środkiem znieczulającym", wśród których mieściła się chwilowa utraty świadomości. Urzędniczka7 napisała, że brak tej wiedzy medycznej u matki jest "zaniedbywaniem jej własnych potrzeb i potrzeb jej dziecka". Poza tym podkreślono, że matka "rozczarowała" urzędników, ponieważ "w czasie niniejszego postępowania nie rozwinęła swych umiejętności w zakresie języka angielskiego" ("It is disappointing that during these proceedings she has not developed her English skills."). Zarazem przyznano, że między dzieckiem a matką występuje silna więź emocjonalną, i że pani Brygida jest "prawdziwie kochającą matką i jest oczywiście zmartwiona rozdzieleniem jej od dziecka" ("she is a genuinely living mother and is clearly upset by the separation").

Jeden z argumentów za zabraniem dziecka polskiej matce i pozbawieniem go wszelkiego kontaktu z matką poprzez wydanie go do adopcji, który przedstawili angielscy urzędnicy, wyraża ich urzędową koncepcję rodziny: "Dzieci dobrze rozwijają się w środowiskach opieki rutynowej i ustrukturyzowanej" ("Children thrive in environments with routine and structure"). Jak można rozumieć, nieprofesjonalni opiekunowie, tacy jak rodzice, są ich zdaniem z zasady zagrożeniem dla rozwoju dzieci. Powodem zabrania dziecku matki było w opinii urzędników także ich ustalenie, że matka jakoby "wciąż zaprzecza, że nie zdołała zabezpieczyć dziecka" ("continues to deny that sha has failed to safeguard"). Urzędnicy sami przy tym przyznali, że pod opieką matki dziecko nigdy nie odniosło szkody, a złamanie obojczyka zostało ujawnione, gdy dziecko od ponad miesiąca przebywało pod opieką zastępczą, mając do dyspozycji niezabezpieczoną trampolinę. Być może ważnym motywem zabrania dziecku matki był także jej "znikomy szacunek dla urzędników" ("shows very little respect for professionals").

W sprawie synka pani Brygidy polski minister sprawiedliwości nie odpowiedział na zarządzenie sądu rodzinnego w Chelmsford z 21 lipca 2016 r. o natychmiastowym powiadomieniu polskiego rządu o postępowaniu zmierzającym do adopcji polskiego dziecka w Anglii, i o dacie rozprawy, a także o zaproszeniu polskiego rządu do uczestniczenia w postępowaniu celem wyjaśnienia angielskiemu sądowi, w jakim zakresie polski rząd życzy sobie brać udział w postępowaniu, i czy polski rząd uznaje jurysdykcję sądu rodzinnego w Anglii w sprawie adopcji polskiego dziecka (notify the Polish Authorities via the Child Abduction and Contact Unit forthwith (as requested by the Polish Consulate) of the proceedings and the next hearing date and invite the Polish Authorities to attend on the next occasion to explain to the Court what involvement the Polish Authorities want to have in the proceedings and whether they accept that the Family Court in England has jurisdiction.").

Minister sprawiedliwości nigdy nie odpowiedział na kluczowe i elementarne na gruncie polskiej konstytucji i prawa Unii Europejskiej pytanie angielskiego sądu, czy polski rząd uznaje jurysdykcję sądu rodzinnego w Anglii w sprawie adopcji polskiego dziecka ("whether they accept that the Family Court in England has jurisdiction"). Polski rząd miał obowiązek z art. 36 Konstytucji i art. 1 ust. 3 lit. b Rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003 niezwłocznie powiadomić angielski sąd, że przedstawicielstwo Rzeczypospolitej przystępuje do postępowania celem przeniesienia sprawy do Polski, i że Rzeczpospolita zgodnie z art. 1 Rozporządzenia nie uznaje obcej jurysdykcji w sprawie adopcji polskiego dziecka i jest gotowa przejąć postępowanie w tej sprawie. W ciągu paru tygodni dziecko i matka mogli byli znaleźć się razem bezpiecznie w Polsce; można było zakończyć sprawę nim rozpoczęło się tragiczne znęcania się nad dzieckiem i jego matką.

Polski rząd wydał w ten sposób bezprawną zgodę na adopcję polskiego dziecka, na bezprawne zabranie polskiemu dziecku polskiej rodziny i polskiego obywatelstwa. Bez tej zgody angielski sąd prawdopodobnie nie wykroczyłby poza orzeczenie o ustanowieniu dla dziecka długoterminowej opieki zastępczej. Można podejrzewać, że sprawa dziecka pani Brygidy jest tylko jedną z wielu podobnych spraw. Warszawskie ministerstwo sprawiedliwości i partia polityczna nazwana jak na ironię "Solidarną Polską" odgrywają obecnie kluczowe role w niszczeniu polskich rodzin za granicą, zwalczając także polskie pozarządowe starania o ochronę polskich rodzin.

Zajmujący się międzynarodowymi sprawami rodzinnymi urzędnicy polskiego ministerstwa sprawiedliwości, wiceminister Michał Wójcik, główny specjalista Leszek Kuziak, odpowiedzialni za postępowanie polskiego rządu w sprawie adopcji prowadzonej bezprawnie za granicą, od lipca 2016 r. przez półtora roku ignorowali zarządzenie angielskiego sądu. Od połowy lutego 2017 r. ignorowali też wezwania Stowarzyszenia Wolne Społeczeństwo do polskiego rządowego sprzeciwu wobec postępowania adopcyjnego prowadzonego w Anglii w sprawie synka pani Brygidy i innych polskich dzieci. Zarazem fałszywie zapewniali o woli pomocy. Jeszcze 9 grudnia 2017 r. (sobota) pomoc w sprawie synka pani Brygidy osobiście obiecywała przedstawicielowi stowarzyszenia naczelniczka odpowiedzialnego wydziału w ministerstwie, adwokat Kamila Zagórska.

Wiceminister lub główny specjalista w międzynarodowych sprawach rodzinnych zareagowali dopiero po bezpośrednim wystąpieniu 30 października 2017 r. Stowarzyszenia Wolne Społeczeństwo do angielskiego sądu z wnioskiem o stwierdzenie braku angielskiej jurysdykcji w sprawie adopcji polskiego dziecka, oraz po wystąpieniu 31 października 2017 r. stowarzyszenia do polskiego ministra sprawiedliwości o przystąpienie do postępowania przed angielskim sądem. Gdy w październiku 2017 r. Stowarzyszenie Wolne Społeczeństwo powiadomiło angielski sąd o niedopuszczalności podjętego postępowania, polscy urzędnicy zareagowali na to w sposób pozwalający podejrzewać, że ich celem było raczej doprowadzenie do adopcji w Anglii niż ochrona polskiej rodziny. Powiadomili angielski rząd tuż przed terminem rozprawy, że polski rząd "w pełni szanuje sądową niezależność i autonomię" ("We fully respect judicial independence and autonomy."), jakby obawiali się, że adresaci pomyślą, że polski rząd chce jednak pomóc polskiej rodzinie. To powiadomienie nie miało żadnego sensu ani powodu prawnego. W prawie międzynarodowym nie ma zasady "szanowania" niezależność czy autonomii obcych sądów, w szczególności, gdy sądy te naruszają prawa obywateli innych państw.8 Czasowy pobyt za granicą nie jest rezygnacją z praw do ochrony wynikających z obywatelstwa polskiego.

Reakcja polskiego rządu była rażącym pozorowaniem wystąpienia w sprawie dziecka. Pismo z polskiego ministerstwa zostało wysłane do rządu w Londynie, wydziału do spraw międzynarodowych uprowadzeń dzieci, a nie do sądu w Chelmsford prowadzącego postępowanie, który prosił o polskie rządowe stanowisko. Pismo wysłano na parędziesiąt godzin (4 grudnia) przed terminem rozprawy (7 grudnia). W piśmie polskiego rządu nie wskazano ani sądu brytyjskiego prowadzącego postępowanie ani sygnatury akt postępowania, którego ono dotyczyło. Urzędnicy rządowi w Londynie musieliby przeprowadzić zapewne ogólnokrajowe poszukiwania sądowe, by ustalić, który sąd zajmuje się sprawą dziecka pani Brygidy. Można podejrzewać, że urzędnicy polskiego ministerstwa sprawiedliwości, którzy otrzymali wszystkie dane kontaktowe sądu w Chelmsford i sygnaturę akt oraz wzór wystąpienia od Stowarzyszenie Wolne Społeczeństwo, w swym piśmie pominęli te dane, aby mieć pewność, że ich pismo nie dotrze do sądu przed rozprawą.

Pisemna reakcja polskiego ministerstwa była szkodliwa i w dodatku bezczelna. Zamiast przeprosić polską rodzinę i angielski sąd za ignorowanie losu dziecka i próśb sądu, wiceminister skierował do brytyjskiego rządu, a nie do sądu, pismo, w którym zamiast odpowiedzi na pytania angielskiego sądu zawarto opisy dobroczynnej roli jego osoby ("na osobiste życzenie Wiceministra", "Wiceminister Sprawiedliwości osobiście, całym sercem popiera"). Pismo przemilcza inicjatywę angielskiego sądu i zdaje się przekonywać, że to strona polska "zwraca uwagę na sprawę", a nie angielski sąd. Po półtorarocznym ignorowaniu angielskiego sądu polski wiceminister pozwolił sobie napisać, że to on "chciałby zwrócić uwagę na sprawę małoletniego".

W efekcie bezczynności i bezczelności wiceministra Michała Wójcika, których trudno nie uznać za umyślne, sąd w Chelmsford 8 maja 2018 r. orzeczeniem pod sygnaturą akt: CM293/17, bezprawnie przeznaczył polskie dziecko do adopcji w Wielkiej Brytanii. Kolejne polskie dziecko zostało pozbawione rodziny i ojczyzny.

  1. Opiniodawca: Katarzyna Wawer-Dziedziak.

  2. Chelmsford County Court, the Family Court; sędzia "Vavrecka", sędzia "Murfitt".

  3. John Williams, Karina Parnaby, Kelly Gymer, Darren Watts, Krystal Piper, Joanna Pernak (obyw. pol., abs. Wyższ. Szk. Human. w Gdańsku), Diane Keens; Southend-on-Sea Borough Council, Legal & Democratic Services, Civic Centre; kurator dziecka: Sue Johnson; CAFFCASS.

  4. Sithandazile Ngwenya, Children and Family Worker. Prac. soc. Sithandazile Ngwenya i Veronica Luczynska starały się uzasadniać zabranie dziecka matce nieprawdziwymi oświadczeniami.

  5. Sylwia Przybyłek, "Practice Manager".

  6. Krystal Piper.

  7. Krystal Piper.

  8. W prawie międzynarodowym sądy krajowe sądy są zwykłymi organami państwowymi mającymi obowiązek wykonywania umów międzynarodowych. Ich "niezależność i autonomia" albo brak "niezależności i autonomii" są sprawami wewnętrznymi państw-podmiotów prawa międzynarodowego. "Zasadą prawa międzynarodowego jest to, że państwo nie może powoływać się na swe prawo wewnętrzne w celu uwolnienia się od odpowiedzialności międzynarodowej" (J. Sutor, Prawo dyplomatyczne i konsularne, Warszawa 2012 r., str. 228); art. 27 Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów, sporządzonej w Wiedniu dnia 23 maja 1969 r. (Dz. U. z dnia 2 listopada 1990 r.).

(DOKUMENTY)