Niemieccy urzędnicy brutalnie porwali dziecko samotnej polskiej matce i przez ponad półtora roku izolują je bezprawnie od jego polskiej matki i rodziny. Przed porwaniem matka przeprowadziła się z dzieckiem z Niemiec do Polski. Wróciła do Niemiec na rozprawę w postępowaniu o alimenty dla swego dziecka od jego ojca. Ojciec wcześniej zrzekł się wszelkich praw do opieki nad dzieckiem, i zerwał z nim kontakt. Po rozprawie matkę z dzieckiem zatrzymali w Niemczech niemieccy urzędnicy. Grozili jej zabraniem dziecka, nawet w Polsce, jeśli wróci do Polski przed zakończeniem postępowania nielegalnie wszczętego jakoby na wniosek ojca o prawo do opieki. Wniosek okazał się kłamstwem, niemiecki sąd nie otrzymał wniosku ojca o prawo do opieki.

Po zatrzymaniu matki niemieccy urzędnicy szukali okazji zabrania jej dziecka. Nie znalazłszy okazji, próbowali sprowokować matkę do nierozsądnego zachowania, strasząc ja zabraniem dziecka i wywożąc ją z dzieckiem niespodziewanie na teren domu dziecka. Gdy to nie dało pożądanego skutku, następnego dnia po prostu porwali jej dziecko z przedszkola, w którym czekało na matkę załatwiającą wówczas sprawy sądowe.

Od dnia porwania dziecka, 1 sierpnia 2014 r. do połowy kwietnia 2016 r. pani Ewa (imię zmienione) wciąż samotnie walczy o swe dziecko. Nie otrzymuje żadnej pomocy od polskiego państwa. Dnia 18 marca 2016 r. po raz kolejny prosiła o pomoc, pisząc:

"Szanowna Pani Premier!

Zwracam się do Pani w ostatniej nadziei otrzymania pomocy dla mojego dziecka od Rzeczypospolitej Polskiej, której moje dziecko i ja oraz cała moja rodzina jesteśmy obywatelami. Bardzo proszę osoby stojące na czele naszej ojczyzny, o obronę dziecka i matki, o obronę polskiej rodziny i jej godności.

Mój czteroletni syn został porwany przez niemieckich urzędników dnia 1 sierpnia 2014 r. w Niemczech, gdy wróciłam do Niemiec zakończyć postępowanie o alimenty od pozostałego tam ojca mojego dziecka. Przyjechałam do Niemiec z Polski, gdzie mieszkałam z moim dzieckiem od marca 2013 r. Niemcy opuściłam po zakończeniu studiów w lutym 2013 r. W latach 2004 – 2007 ukończyłam na Uniwersytecie w Bielefeld, wydziale lingwistyki i nauk o literaturze, dydaktykę języka niemieckiego i pedagogikę interkulturalną. Planowałam w Polsce zgodnie z moimi kwalifikacjami przekazywać moją fascynację literaturą i kulturą Europy niemieckojęzycznej.

Zaufałam wizji zjednoczonej Europy. Podczas akademickiej edukacji przekonywano mnie wraz z innymi studentami, że Niemcy w dobrej wierze budują wspólną Europę. Spotkałam się z bezprawiem przeczącym nie tylko podstawom europejskiej kultury prawa i demokracji, ale i podstawowym prawom człowieka oraz prawom dziecka.

Pismem z dnia 2 marca 2016 r. zostałam powiadomiona o treści ostatniego orzeczenia niemieckiego sądu w sprawie mojego dziecka. Powiadomiono mnie, że w grudniu 2015 r. bez mojej wiedzy wydano w Niemczech postanowienie, którym zakazano mi kontaktu z moim własnym dzieckiem. Postanowienie zostało podtrzymane przez niemiecki sąd w marcu 2016 r. kolejnym postanowieniem wydanym bez powiadomienia mnie o postępowaniu przed sądem. Orzeczenie z dnia 2 marca 2016 r. nie ujawnia żadnych powodów zakazania mi kontaktu z moim dzieckiem.

Za moją wiarę we wspólną, zjednoczoną Europę, poczucie, że jestem obywatelką Europy, i za moją chęć uczenia języka niemieckiego płaci moje dziecko, przetrzymywane obecnie w Niemczech w ukryciu przede mną i rodziną, przez opiekunów o ukrywanej przede mną tożsamości. Dziecko pod tą opieką odniosło ranę głowy wskutek silnego uderzenia. Zabroniono mu wyjaśnić mi okoliczności tego zranienia. Dziecko jest zaniedbywane i poniżane, zmuszane do różnych niegodnych czynności. W końcu dziecko zostało poddane operacji chirurgicznej, o której decydowano z bezprawnym wykluczeniem matki, i o której skutkach matki nie powiadomiono do dziś. Od pół roku jestem całkowicie pozbawiona kontaktu z dzieckiem. Nie mam dowodu życia dziecka od czasu przeprowadzenia na nim przez Niemców nieuzasadnionej operacji chirurgicznej, i to POMIMO postanowienia niemieckiego sądu zapewniającego mi prawo do cotygodniowego kontaktu z dzieckiem. Zostałam jedynie powiadomiona, że dziecko bardzo bało się operacji, i że się broniło.

Od sierpnia 2014 r. nieustannie wszelkimi środkami prawnymi staram się bronić mojego dziecka. Moje wnioski oparte o Konwencję haską nie zostały rozpatrzone do dziś, w czasie 15 miesięcy. Komisja Europejska do dziś nie rozpatrzyła mojej skargi z 2014 r. na Republikę Federalną Niemiec. Europejski Trybunał Praw Człowieka odrzucił moją skargę i mój wniosek o tymczasową ochronę dziecka. Powiadomił mnie o tym pismami sporządzonymi w języku niemieckim i podpisanymi przez osobę o niemieckim nazwisku, choć było to postępowanie z polskojęzycznej skargi.

Niemieccy urzędnicy i sędziowie przetrzymują moje dziecko wbrew zaleceniom biegłego psychologa. Biegły sądowy stwierdził, że moje dziecko należy pozostawić pod moją opieką. Niemieccy sędziowie zignorowali opinię biegłego. Dziecko nie ma w Niemczech nawet jednej osoby, która zechciałaby się z nim spotkać. Jego ojciec po ciężkim wypadku z trudem przeżył długotrwałe leczenie neurologiczne, psychiatryczne i odwykowe.

Obecnie nie mam już ŻADNYCH możliwości prawnej obrony praw mojego dziecka i moich własnych.

Mój apel jest wołaniem o pomoc i okazanie człowieczeństwa – wołaniem zrozpaczonej matki, której zabrano dziecko, wołaniem w imieniu zrozpaczonego, samotnego sześcioletniego dziecka, które cierpi wśród obojętnych mu i wrogich ludzi. Mój apel jest także wołaniem o pomoc obywatelki Rzeczypospolitej Polskiej, wyrazem nadziei, że każdy obywatel naszego Państwa może liczyć na wsparcie tegoż właśnie Państwa, gdy samemu nie można już nic zrobić.

Bardzo proszę o pomoc i BŁAGAM O RATUNEK dla mnie i mojego dziecka Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Pana Andrzeja Dudę, Prezesa Rady Ministrów Panią Beatę Szydło, Ministra Sprawiedliwości Pana Zbigniewa Ziobrę, Ministra Spraw Zagranicznych Pana Witolda Waszczykowskiego, Rzecznika Praw Obywatelskich Pana Adama Bodnara.

Z wyrazami szacunku,

(...)"

Prośby zrozpaczonej matki pozostają bezskutecznie. Matka ma przeciwko sobie zgrupowanie interesów nazywane w Niemczech "przemysłem opieki", warte rocznie ponad 36 miliardów euro.

Świadomi ogromu interesów finansowych i politycznych "przemysłu opieki" polscy konsulowie, za wiedzą ministra spraw zagranicznych pana Witolda Waszczykowskiego, oraz urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości, za wiedzą ministra sprawiedliwości pana Zbigniewa Ziobry i wiceministra sprawiedliwości pana Patryka Jakiego, odmawiają pomocy, w istocie biorąc udział w handlu polskimi dziećmi.

W dniu 18 marca 2016 r, gdy zrozpaczona matka kierowała swe prośby do osób reprezentujących polskie państwo, Sejm wskutek zabiegów polskiego rządu dokonał nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Jako cel nowelizacji szeroko nagłośniono uniemożliwienie zabierania dziecka rodzicom tylko z powodu ubóstwa. Jednakże zarazem bez rozgłosu dokonano zmian innych przepisów w sposób znacznie osłabiający ochronę polskich rodzin. Podstawą zabierania dziecka rodzicowi bez podjęcia próby jakiejkolwiek pomocy rodzinie uczyniono samo przypuszczenie dotyczące nieokreślonego "zagrożenia dobra dziecka". Nowelizację jawnie oparto o prawo niemieckie (§ 1666a BGB), wskazane w jej uzasadnieniu.

Niemiecki wzór nowelizacji przedstawiał dziennikarzom wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Dziennikarze nie powiadomili swych polskich odbiorców, że w Niemczech funkcjonuje system zamierzonego niszczenia rodzin dla zysku opartego o ogromne publiczne wydatki na opiekę nad dziećmi, sięgające 36 miliardów euro ("Die Welt", Das Milliardengeschäft mit den Heimkindern, 28.12.2015; arch.; tłumaczenie maszynowe Google). Nie zajęli się tragedią dziecka i jego samotnej matki spowodowaną przepisami, które w Polsce zachwalał wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. (Opis niszczenia rodzin w Niemczech sporządzony przez niemieckiego adwokata, 18.01.2016; tłumaczenie: .)

Niemiecki proceder niszczenia rodzin może dzięki rządowej nowelizacji kodeksu rodzinnego i opiekuńczego wkrótce rozwinąć się w Polsce. Ujawnienie w Polsce jego brutalności, oraz oparty o nie społeczny sprzeciw stanowią obecnie jedyną drogę ochrony polskich rodzin. Niemieckie ataki na polskiego rodziny i dzieci polskich rodziców stanowią niejednokrotnie przykłady jawnego państwowego bestialstwa.

Licznie uprowadzane przez urzędników polskie dzieci w krajach Unii Europejskiej są wykorzystywane przez osoby prywatne do zarabiania na opiece opłacanej przez państwo, ponieważ ich polscy rodzice często nie mają środków na obronę prawną, i ponieważ można im odmawiać pomocy adwokackiej, lub przekonywać ich adwokatów z urzędu do współpracy z przestępcami na urzędach. Polskich rodziców można także obciążać bardzo wysokimi kosztami postępowań zagranicznych, pozbawiając resztek środków na obronę dzieci.

Narzędziem uprowadzeń polskich dzieci są przepisy prawa Unii Europejskiej: niedemokratycznie przyjęte, niesprawiedliwe, rażąco szkodliwe dla Polaków. Narażają one polskie dziecko na samowolę obcych sądów już w dniu jego przyjazdu do obcego państwa członkowskiego Unii Europejskiej.

Komercyjne zakłady opieki i rodziny zastępcze działają w przedsięwzięciach gospodarczych rozwijanych z udziałem polityków. Politycy otrzymują na różne sposoby wynagrodzenia za przekazywanie publicznych środków na zbędną opiekę nad uprowadzonymi dziećmi. Pracownicy polskich konsulatów biorą udział tym procederze dwojako: odmawiając pomocy wbrew swym obowiązkom, umyślnie oszukując i wprowadzając w błąd polskie rodziny atakowane przez obcych urzędników, oraz ukrywając przed opinią publiczną informacje o obcej państwowej przestępczości przeciwko polskim rodzinom.

Rozmiary obcej zorganizowanej przestępczości przeciwko polskim rodzinom skłoniły na początku sierpnia 2015 r. polityka doświadczonego pracą w prokuraturze i rządzie oraz na stanowiskach sędziego, a także prezesa Najwyższej Izby Kontroli, posła do Parlamentu Europejskiego Janusza Wojciechowskiego do publicznego wystąpienia z żądaniem wyjaśnienia przez polskiego premiera okoliczności wskazujących na: "handel polskimi dziećmi". Mimo upływu wielu miesięcy rząd nie udzielił publicznej odpowiedzi na pytania posła. Od czasu wystąpienia posła kolejne dzieci stały się ofiarami przestępców. (Pytania posła: .)

Wskutek braku polskiej rządowej pomocy sytuacja wielu polskich rodzin w państwach Unii Europejskiej sięgnęła koszmaru. Obcy urzędnicy dowiedzieli się i zrozumieli, że mogą sobie pozwalać dowolnie na porywanie dzieci i niszczenie polskich rodzin. Polacy są traktowani jak obywatele państw upadłych, za którymi nikt się nie ujmie. Jeśli obok obywatelstwa polskiego posiadają dodatkowo obywatelstwo państwa swego emigracyjnego pobytu, to w często traktowani są jako obywatele drugiej kategorii. W Niemczech takie traktowanie jest normą. Ciężko tam pracujący Polacy traktowani są gorzej niż roszczeniowi przybysze spoza Europy.

Najużyteczniejszym narzędziem obcej państwowej przestępczości przeciwko polskim rodzinom jest unijne Rozporządzenie Rady (WE) nr 2201/2003, ustanowione jako prawo obowiązujące bezpośrednio w każdym państwie członkowskim Unii. Uprawnia ono do zabierania dziecka rodzicom sąd każdego państwa Unii, który dowolnie uzna, że dziecko ma w jego okręgu miejsce "zwykłego pobytu".

Nie ma żadnego powodu, by sprawami polskiego dziecka polskich rodziców przybywających do obcego kraju celem podjęcia pracy decydować miał tamtejszy sąd. Prawo do sądu w własnym państwie jest jednym z praw obywatelskich.

Do umożliwienia samowoli sędziów działających przeciwko polskim rodzicom na wniosek obcokrajowca lub obcego urzędnika, prowadzi zastosowanie w Rozporządzeniu nie określonego prawnie pojęcia "zwykłego pobytu". Zgodnie z artykułem 8 Rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003: "W sprawach odpowiedzialności rodzicielskiej jurysdykcję mają sądy państwa członkowskiego, w którym w chwili wniesienia pozwu lub wniosku dziecko ma zwykły pobyt". Komisja Europejska twierdzi, że dziecko może uzyskać miejsce zwykłego pobytu w państwie członkowskim Unii już w dniu przybycia do tego państwa ("Przewodnik dotyczący stosowania nowego II rozporządzenia brukselskiego", str. 15). Niemieckie sądy z zasady uznają, że w Niemczech dziecko polskiego rodzica uzyskuje takie miejsce w chwili przyjazdu, a w przypadku przeprowadzki do Polski - ewentualnie po wielu latach. Polskie ministerstwo spraw zagranicznych nie broni polskich rodzin przed taką samowolą.

W państwach, które jak Dania nie przyjęły Rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003, polscy rodzice nie mogą chronić swych dzieci przed miejscowymi sądami, ponieważ tamtejsze sądy bezprawnie stosują konwencję haską dotyczącą cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka nie tylko celem wymuszenia powrotu dziecka na terytorium takiego państwa, ale i celem uzasadnienia swego rzekomego uprawnienia do orzekania, choć konwencja nie stanowi podstawy takiego uprawnienia lub ustalenia jurysdykcji. Obecnie konwencja jest niemal wyłącznie stosowana na szkodę polskich rodziców. Prawa polskich rodziców przyznane im konwencją nie są szanowane nawet przez polski rząd. Polskie ministerstwo spraw zagranicznych i ministerstwo sprawiedliwości nie bronią polskich rodzin przed takimi rażąco bezprawnymi sądowymi oszustwami prawnymi.

Całkowita dowolność sądowego zabierania dzieci polskim rodzicom znalazła szczególnie brutalny wyraz w Niemczech w dwóch niezależnych a zarazem niezwykle podobnych sprawach dzieci samotnych polskich matek, pani Ewy i pani Urszuli M. Dzieci zostały obu matkom zabrane w roku 2014, podczas ich wizyt w Niemczech. Niemcy uprowadzili dzieci polskich matek po uprzednio dokonanych przeprowadzkach dzieci z matkami do Polski. Niemieckie sądy bezprawnie w obu sprawach uznały się za uprawnione do orzekania o sprawach dzieci, które z matkami mieszkały już na stałe w Polsce. Dzieci są od roku 2014 bez jakiegokolwiek powodu izolowane od swych troskliwych matek.

Dziecko pani Ewy zostało dnia 1 sierpnia 2014 r. uprowadzone z przedszkola w Niemczech. W środku Europy matka przez ponad tydzień nie została powiadomiona o losie dziecka przejętego od nieujawnionych jej porywaczy przez urzędników państwowych. Urzędnicy ci uprzednio zatrzymali ją z dzieckiem w Niemczech po jej przybyciu na rozprawę w postępowaniu o alimenty dla dziecka od jego ojca mieszkającego w Niemczech. Niemcy zatrzymali ją groźbą zabrania jej dziecka nawet w Polsce. Uczynili to po oszustwie sądowym popełnionym przez niemiecką sędzię Jeanette Vollmer, która w sądzie w Wetzlar w Hesji wszczęła bezpodstawnie postępowanie przeciwko polskiej matce, twierdząc, że czyni to na wniosek ojca dziecka. Ojciec nie złożył stosownego wniosku. Polski rząd ignoruje oszustwo sądowe na szkodę polskiej rodziny.

Dziecko pani Ewy zostało po uprowadzeniu okaleczone wskutek operacji chirurgicznej przeprowadzonej przez Niemców tylko dla zarobku. Okaleczenia dziecka Niemcy dokonali nie tylko z rażącym naruszeniem praw człowieka i praw dziecka, ale także konwencji haskiej dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka. Konwencja zabrania podejmowania decyzji o sprawach dziecka do czasu zakończenia postępowania o powrót dziecka. Pani Ewa złożyła w polskim ministerstwie sprawiedliwości wniosek o powrót jej dziecka do Polski. Wniosek został Niemcom przekazany pod koniec listopada 2014. Konwencja ustanowiła 6-tygodniowy termin rozpatrzenia takiego wniosku. Wniosek pani Ewy nie została rozpatrzony do połowy kwietnia 2016 r. i nic nie wskazuje, by Niemcy w ogóle zamierzali go rozpatrzyć. Polski rząd ignoruje okrutne bezprawie na szkodę polskiej rodziny.

Nie było żadnego powodu zabierania dziecka pani Ewy. Twierdzenie niemieckiej sędzi-oszustki, pani Jeanette Vollmer, która po fakcie uzasadniała uprowadzeniu dziecka pani Ewy dokonane przez nieujawnione matce osoby dnia 1 sierpnia 2014 r., że matka jakoby "niewystarczająco wspierała rozwój osobowości dziecka", było niedorzeczne wobec troskliwości matki, ale przede wszystkim stanowiło rażące naruszenie prawa niemieckiego, które takiego powodu zabrania dziecka matce nie przewidywało.

Dziecko pani Ewy, ona sama i jej rodzina nie zdołali doprosić się jakiejkolwiek pomocy swego państwa. Winnymi rażącego niewykonywania obowiązków ochrony polskiej rodziny w Niemczech są w szczególności wyjątkowo aroganccy polscy urzędnicy: konsul generalny Rzeczypospolitej w Kolonii Jan Sobczak oraz tamtejsi konsulowie Rafał Zięba i jego poprzednik Wiesław Ratyński, a także konsul Barbara Kozioł. Osoby te nie tylko nie pomogły polskiej rodzinie, lecz skierowały wyrazy poparcia prawnego do niemieckich urzędników przygotowujących okaleczenie dziecka zbędną operacja chirurgiczną. Czyn ten powinien skutkować postępowaniem karnym wobec winnych urzędników, na których od dawna skarży się wiele polskich rodzin bezskutecznie szukających u nich pomocy.

W Polsce nie jest to możliwe. Postępowanie karne w sprawie przestępstw urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych odmawiających ochrony polskim rodzinom w Niemczech uniemożliwiła sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia w Warszawie pani Anna Kuzaj. Rażąco nieprawdziwie stwierdziła ona w uzasadnieniu postanowienia powstrzymującego postępowanie, że ochrona interesu publicznego i prywatnego przepisem artykułu 231 Kodeksu karnego, jest jakoby "poboczna", i powinna ustąpić miejsca ochronie "autorytetu" instytucji państwowych, choć przepis ten dotyczy niewykonywania obowiązków funkcjonariuszy publicznych właśnie na szkodę wskazanego w nim interesu publicznego.

Bezkarność czynów, za które odpowiedzialność karną powinni ponosić konsulowie: panowie Jan Sobczak, Rafał Zięba, Wiesław Ratyński oraz pani Barbara Kozioł, jest nie do pogodzenia z podstawowymi zasadami praworządności i sprawiedliwości. Z winy tych urzędników cierpią kolejne polskie rodziny.

Odpowiedzialność karną za brak ochrony rodziny pani Ewy ponosić powinni też urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości, nadzorujący postępowania oparte o konwencję haską, panowie: Leszek Kuziak, Paweł Kosmulski, Jan Ciszewski oraz pani Iwona Narbut. Osoby te czują się do tego stopnia bezkarne, że pozwalają sobie poświadczać nieprawdę, twierdząc nawet, że wniosek pani Ewy oparty o konwencję haską nie został przekazany Niemcom za ich pośrednictwem, choć pisemnie poświadczyli czynność przekazania, załączając też niemieckie potwierdzenie odbioru wniosku. Pan Paweł Kosmulski przekonał polski sąd do bezprawnego odrzucenia wniosku pani Ewy o oddanie jej dziecka, poświadczając nieprawdę w piśmie do sądu, jakoby ustalono, że dziecko nie mieszkało w Polsce.

Obecnie niełatwo mieć nadzieję na odpowiedzialność karną pracowników ministerstwa sprawiedliwości, skoro stanowisko Prokuratora Generalnego zajmuje minister sprawiedliwości. W odpowiedzi z dnia 7 marca 2016 r. na zarzuty (DWMPC-VII-052-2/16) zastępca dyrektora Departamentu Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka w Ministerstwie Sprawiedliwości, pani Agnieszka Dąbrowiecka, zamiast udzielić odpowiedzi na wskazanie bezczynności pracowników Ministerstwa Sprawiedliwości wobec łamania prawa międzynarodowego w zakresie objętym nadzorem Ministerstwa, streściła jedynie przepisy dotyczące postępowań opartych o konwencję haską bez jakiegokolwiek odniesienia do okoliczności wskazanej jej bezczynności i naruszeń prawa. Całkowicie przemilczała podstawową zasadę prawa międzynarodowego wykluczającą powoływanie się przez państwo, które przyjęło zobowiązanie międzynarodowe, na swe własne prawo wewnętrzne lub orzecznictwo celem uwolnienia się od zobowiązań. Pominęła podstawowy obowiązek rządu Rzeczpospolitej z artykułów 36 i 146 Konstytucji, ochrony obywateli polskich przed łamaniem ich praw przyznanych im prawem międzynarodowym.

Dziecko drugiej polskiej matki, pani Urszuli M., zostało dnia 8 września 2014 r. porwane w Dreźnie, po włamaniu się niemieckich policjantów i strażaków wraz z niemieckimi urzędnikami do mieszkania na drugim piętrze przez okno. Matka została brutalnie pobita. Następnie została na ponad tydzień pozbawiona wolności w oparciu o niedorzeczne twierdzenie sędziego Klausa Ehrspergera o jej rzekomym zamiarze zamordowania dziecka i popełnienia samobójstwa. Napaści na matkę Niemcy dokonali bez jakiegokolwiek dowodu możliwości lub zamiaru zaszkodzenia dziecku, i mimo że matka uprzednio przedłożyła zapobiegliwie sądowi dwie niezależne opinie niemieckich lekarzy psychiatrów o swym zupełnym zdrowiu psychicznym. Polscy konsulowie i rząd nie zechcieli zaprotestować przeciwko maltretowaniu polskiej rodziny pod niedorzecznym pretekstem, ani zaprotestować przeciwko uwięzieniu polskiej obywatelki bez powodu. (Relacja filmowa: .)

Pani Urszula M. także złożyła wniosek o powrót dziecka na podstawie konwencji haskiej. Jej wniosek został przez niemieckich sędziów oddalony bez jej wysłuchania, mimo że artykuł 11 ustęp 5 unijnego Rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003 zabrania oddalania takiego wniosku bez wysłuchania wnioskodawcy. W czasie spotkania z dzieckiem została pobita przez niemieckiego nadzorcę spotkań pracującego na zlecenie sędziego, który zorganizował porwanie jej dziecka. W marcu 2016 r. niemiecki sędzia znów ograniczył jej prawo do kontaktów z dzieckiem, tym razem powołując opinię lekarza, który jakoby zbadała dziecko, i uznał, że kontaktu z matką mu szkodzą, bo są niespodziewane i nieregularne. Nieregularność wynikała z zakazów sędziego. Pomocy pani Urszuli odmawiał konsul Michał Bolewski zatrudniony w ambasadzie w Berlinie.

Obie polskie matki zostały obciążone kosztami postępowań z ich wniosków opartych o konwencję haską, mimo że artykuł 26 konwencji zabrania obciążania wnioskodawcy kosztami postępowania. Obie są w istocie okradane przez niemieckie państwo. Obu matkom niemieccy sędziowie odmówili pomocy adwokackiej z urzędu, choć nie stać je na adwokatów. Z uwagi na dowolność decydowania w Niemczech przez sędziego łamiącego prawa dziecka i rodzica o przyznaniu adwokata z urzędu, pomoc takiego adwokata często okazuje się oszustwem uzgodnionym z sędziom. Adwokaci nie współpracujący z sędziami niszczącymi rodziny po prostu nie dostają wynagrodzenia, które zależy od decyzji sędziego. Nawet w takich sytuacjach polski rząd nie udziela żadnej pomocy.

Zakres akceptacji ministra spraw zagranicznych oraz ministra sprawiedliwości dla łamania praw polskich rodzin jest zbyt szeroki, by nie uznać tej akceptacji za wsparcie przestępczości przeciwko polskim rodzinom, wsparcie handlu dziećmi. Powodowane tą akceptacją szkody po stronie rodzin i dzieci oraz rozmiary korzyści materialnych i niematerialnych uzyskiwanych wskutek uprowadzania dzieci i pobierania państwowego wynagrodzenia za opiekę nad nimi, są ogromne. Odpowiedzialni za bezczynność, odmawianie pomocy rodzinom, i wprowadzenie ich w błąd urzędnicy konsularni: Jan Sobczak, Rafał Zięba, Wiesław Ratyński, Barbara Kozioł, Michał Bolewski, oraz urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości: Leszek Kuziak, Iwona Narbut, Paweł Kosmulski, Jan Ciszewski biorą rzeczywisty udział w handlu dziećmi.

Niemożliwym jest doprowadzenie do sądowego rozpatrzenia zarzutów przestępczości urzędniczej w państwie, którego sędziowie jak sędzia Anna Kuzaj bez skrępowania i w poczuciu bezkarności oświadczają, że ochrona praw obywateli powinna w nim ustępować miejsca ochronie "autorytetu" instytucji państwowych. Obywatelom Rzeczypospolitej odmawia się obecnie nie tylko poszanowania ich praw, ale też prawa do dochodzenia tych praw. Dzięki swym sędziom Rzeczpospolita staje się państwem jawnego bezprawia. Wskutek obsadzenia polskich sądów osobami, które w rolach sędziów same gotowe są popełniać przestępstwa, by bronić "autorytetu" państwa, czyli interesów urzędniczych i politycznych, obywatele nie mają możności występowania przeciwko przestępcom na urzędach.

Dnia 1 kwietnia 2016 r. z kancelarii premiera do obu ministerstw, sprawiedliwości i spraw zagranicznych, przesłany został apel o osobisty nadzór Prezesa Rady Ministrów w sprawach rodzin pani Ewy i pani Urszuli M. Minister sprawiedliwości oraz minister spraw zagranicznych wciąż milczą. Ich milczenie uzasadnia poparcie petycji o ratowanie polskiego dziecka z rąk niemieckich urzędników (w Kancelarii Sejmu: BKSP-145-58/16), wraz z projektem uchwały Sejmu wskazującej rządowi potrzebę wystąpień przeciwko łamaniu praw polskich rodzin.

Pismami z dnia 18 marca 2016 r. pani Ewa z prośbą o pomoc wobec rażącego bezprawia zwróciła się do osób reprezentujących najważniejsze organy Rzeczypospolitej: Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Prezesa Rady Ministrów, Ministra Sprawiedliwości, Ministra Spraw Zagranicznych, Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie otrzymała ani jednej odpowiedzi. (Prośby matki: .)