Inicjatywa pomocy dzieciom porzuconym przez państwo
Stowarzyszenie Wolne Społeczeństwo prosi każdą osobę i organizację, która nie godzi się na niszczenie polskich rodzin w Unii Europejskiej, o udział w inicjatywie Polska Polskim Dzieciom, celem niesienia pomocy polskim dzieciom porzuconym przez państwo, celem odnalezienia i uwolnienia polskich dzieci uwięzionych za granicą wskutek bezprawnego zabierania dzieci polskim rodzicom lub nielegalnych adopcji zagranicznych. Polskie dzieci, które oderwano od rodzin i wydano obcym, mają prawo do odzyskania więzi rodzinnych i powrotu do ojczyzny.
Rozmiary bezprawia, brutalności wobec dzieci oraz ich cierpienia obrazują sprawy Michałka, Julianka, Bena i Michała, polskich dzieci oderwanych od matek, bezwzględnie zabranych z bezpiecznego otoczenia, daremnie oczekujących pomocy. Tym dzieciom potrzebna jest pilna pomoc. Nie pomogą im państwowi urzędnicy. Państwowi urzędnicy zarabiają na niszczeniu rodzin.
JULIANEK. Czteroletni Julianek, syn pani Ewy (imię zmienione), został porwany przez niemieckich urzędników w Niemczech dnia 1 sierpnia 2014 r, gdy matka wróciła z nim do Niemiec zakończyć postępowanie o alimenty od pozostałego tam jego ojca, który sam zrzekł się opieki nad dzieckiem. Przyjechała do Niemiec z Polski, gdzie mieszkała z dzieckiem od marca 2013 r. Niemcy opuściła po zakończeniu tam studiów w lutym 2013 r. Niemiecka sędzia wszczęła pod nieobecność matki i dziecka w Niemczech postępowanie jakoby na wniosek ojca dziecka. Później okazało się, że ojciec nie złożył wniosku i nie chciał kontaktu z dzieckiem. Sędzia poświadczyła nieprawdę o tym wniosku, aby przekonać biegłego psychologa o potrzebie zatrzymania dziecka w Niemczech w celu kontaktu z ojcem. Niemiecki biegły psycholog stwierdził potrzebę pozostawienia dziecka pod opieką polskiej matki, oraz, że językiem ojczystym dziecka jest język polski. Sędzia ukryła przed matką tę korzystną opinię biegłego. Następnie niejawnie wydała postanowienie o zakazie wyjazdu z Niemiec dziecka, które już mieszkało na stałe w Polsce. W ten sposób na polską matkę przygotowano pułapkę, w którą wpadła, gdy przyjechała do Niemiec na rozprawę o alimenty. Wówczas zatrzymano ją i dziecko w Niemczech "do dyspozycji sądu". Niemieccy urzędnicy straszyli ją zabraniem jej dziecka do domu dziecka. Niespodziewanie wywieźli ją na teren domu dziecka. Pani Ewa nie wpadała w panikę. Zapowiedziała skargę. W odwecie pracownica, która ją tam wywiozła, zostawiła ją samą z dzieckiem bez środka transportu. Następnego dnia niemieccy urzędnicy porwali jej dziecko z przedszkola. Spokojnej, troskliwej matce zarzucili, że na terenie domu dziecka jakoby napadła na niemiecką pracownicę urzędową, i że jakoby jest "nieobliczalna". Przez 10 dni znęcali się nad matką, nie powiadamiając jej o losie dziecka. Po miesiącu niemiecki sąd orzekł o zabraniu jej dziecka z powodu jakoby "niewystarczającego wspierania rozwoju osobowości dziecka", i jego "opóźnienia" w nauce języka niemieckiego. Wszystko to ignorując fakt, ze dziecko na stałe mieszkało z matką w Polsce, gdzie znajomość języka niemieckiego nie jest obowiązkowa.
Od dnia uprowadzenia dziecka matce pozwalano sporadycznie widywać dziecko do września 2015 r. Gdy we wrześniu 2016 r. wbrew błaganiom matki Niemcy postanowili dla zarobku, bez potrzeby przeprowadzić na zdrowym dziecku chirurgiczną operację, polski konsul generalny w Kolonii poparł ich w tym zamiarze, twierdząc, że matka nie ma prawa decydować o sprawach zdrowia dziecka. Uczynił to, choć wiedział, że w sprawach dziecka od jego przeprowadzki do Polski właściwe są sądy polskie, a toczące się w Niemczech na wniosek matki postępowanie o jego powrót do Polski wyklucza z mocy prawa międzynarodowego wszelkie niemieckie decyzje w ważnych sprawach dziecka. Od ponad pół roku, od chwili przeprowadzenia na dziecku zbędnej operacji chirurgicznej, matka nie ma znaku życia od swego dziecka.
BEN. Podobny jest los dziecka pani Urszuli M. Jej czteroletni synek Ben został dnia 8 września 2014 r. porwany w Niemczech, po włamaniu się niemieckich policjantów i strażaków wraz z niemieckimi urzędnikami do mieszkania na drugim piętrze przez okno. Matka została brutalnie pobita. Następnie została na ponad tydzień pozbawiona wolności w oparciu o niedorzeczne twierdzenie niemieckiego sędziego o jej rzekomym zamiarze zamordowania dziecka i popełnienia samobójstwa. Napaści na matkę Niemcy dokonali bez jakiegokolwiek dowodu, że matka miała zamiar zaszkodzenia dziecku. Matka już wcześniej przedłożyła zapobiegliwie sądowi dwie niezależne opinie niemieckich lekarzy psychiatrów o swym zupełnym zdrowiu psychicznym. Polscy konsulowie i rząd nie zechcieli zaprotestować przeciwko maltretowaniu polskiej rodziny pod niedorzecznym pretekstem, ani zaprotestować przeciwko uwięzieniu polskiej obywatelki bez powodu.
Pani Urszula M. także złożyła wniosek o powrót dziecka do Polski. Jej wniosek został przez niemieckich sędziów oddalony bez jej wysłuchania, mimo że prawo unijne zabrania oddalania takiego wniosku bez wysłuchania wnioskodawcy. W czasie spotkania z dzieckiem matka została pobita przez niemieckiego nadzorcę spotkań pracującego na zlecenie tego samego sędziego, który zorganizował porwanie jej dziecka. Temu także sędziemu przekazano sprawę pobicia matki, z oczywistym skutkiem: sędzia oddalił wniosek matki o ochronę przed sprawcą pobicia. W marcu 2016 r. tenże niemiecki sędzia znów ograniczył jej prawo do kontaktów z dzieckiem, tym razem powołując opinię lekarza, który jakoby zbadał dziecko, i uznał, że kontakty z matką mu szkodzą, bo są jakoby "niespodziewane" i "nieregularne". Nieregularność wynikała z zakazów sędziego. Pomocy pani Urszuli odmawiał konsul zatrudniony w ambasadzie w Berlinie, choć niemiecki sędzia prześladował polską obywatelkę wbrew prawu niemieckiemu i unijnemu. Po społecznych protestach kierowanych z Polski do sądu w Niemczech i właściwego tamtejszego ministerstwa, pani Urszuli przywrócono kontakt z dzieckiem, jednak w skrajnie ograniczonym zakresie. Do dziś nie przedstawiono jej jakiegokolwiek innego zarzutu niż absurdalny zarzut zamiaru zamordowania dziecka akurat w czasie, gdy zamykała swe sprawy w Niemczech po przeprowadzce do Polski.
MICHAŁ. Trzeciej polskiej matce, pani Wioletcie (imię zmienione), zabrano w Niemczech dziecko z powodu jego rzekomo "niespokojnego" zachowania, jakoby powodowanego jej sporem z ojcem dziecka, któremu niemiecki sąd uprzednio zabrał prawo do opieki nad dzieckiem. Dziewięcioletni Michał, syn pani Wioletty, został zamknięty w zakładzie psychiatrycznym. Następnie niemiecki sąd pozbawił matkę kontaktu z uwięzionym dzieckiem. Uczyniono to "w celu badań", jak twierdzą polscy konsulowie w Monachium, biernie przyglądający się niemieckiemu pastwieniu się na kolejnymi polskimi obywatelami, dzieckiem i matką.
MICHAŁEK. Również dzieci porywane z Polski, które Polski nigdy wcześniej nie opuszczały, nie mogą liczyć na pomoc polskiego państwa za granicą. W pierwszej połowie kwietnia 2016 r. siedmioletni Michałek, którego los poruszył wiele osób w Polsce, został z pomocą polskiej sędzi uprowadzony przez Belgów, którzy pod pozorem opieki rodzinnej tworzą prywatny dom dziecka, skupując dzieci z zagranicy, by następnie na nich zarabiać. W pierwszej połowie marca 2016 r. Stowarzyszenie Wolne Społeczeństwo powiadomiło policję, prokuraturę, ministra sprawiedliwości oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji o przygotowywanym uprowadzeniu Michałka. Organy polskiego państwa odmówiły wszelkiej pomocy, realnie pomagając w ten sposób w uprowadzenia dziecka. Przestępcy znajdują się pod ochroną ministerialnych urzędników. Osoby zabiegające o ochronę dziecka, powiadomiono o wniesieniu przez belgijskie małżeństwo zapłaty, stwierdzono, że: "państwo wpłacili pieniądze". W adopcji Michałka pośredniczyła belgijska organizacja "Het Kleine Mirakel", która otwarcie oferuje swoje usługi polegające na sprowadzeniu zdrowego dziecka z Polski za 12 tys euro (52 tys złotych). To jest handel polskimi dziećmi. Dla polskiego sądu ta organizacja jest wiarygodna, a jej płatne pośrednictwo nie budzi żadnych zastrzeżeń.
W sprawie Michałka ujawniony został regularny handel polskimi dziećmi. Firma "Het Kleine Mirakel", odpowiedzialna za porwanie Michałka, oferuje za opłatą, sprowadzenie zdrowego dziecka z Polski do adopcji w Belgii. Sprowadziła już dziesiątki dzieci, przedstawianych w jej ofercie jak w katalogu towarowym. Powiadomiony o tych koszmarnych zdarzeniach wiceminister w ministerstwie rodziny, pracy i polityki społecznej już przez ponad dwa tygodnie pozostawia bez odpowiedzi wniosek posła o stwierdzenie nieważności albo uchylenie zgody na oczywiście niedopuszczalną adopcję zagraniczną Michałka. Dziecko wywieziono na początku kwietnia z Polski do Belgii w czasie bezprawnego postępowania o adopcję zagraniczną, wspieranego przez polską sędzię i pracowników ministerstwa rodziny. Do dziś nikt z dzieckiem uwięzionym w Belgii nie nawiązał kontaktu, nie udzielił mu pomocy, mimo jego prawa do ochrony przed wydaleniem z Polski, mimo jego prawa do więzi z rodzicami i siostrą mieszkającymi w Polsce, do ojczyzny i ojczystego języka. Czy można wydalić z kraju obywatela polskiego, wbrew jego jasno wyrażonej woli, wbrew Konstytucji, wbrew Kodeksowi rodzinnemu? Tylko dlatego, że ten obywatel jest nieletni? To była bezprawna transakcja handlowa, wsparta przez organy państwa polskiego. Dziecko do dziś przebywa w Belgii, wywiezione tam wbrew postanowieniu sądu zakazującego wyjazdu, pod opieką starszego belgijskiego małżeństwa, które nie zna ani słowa po polsku. Polskie władze do dziś nie zrobiły nic, aby sprowadzić porwane dziecko do Polski.
BRAK POMOCY RZĄDOWEJ. Polski rząd nie udziela polskim obywatelom, polskim dzieciom pomocy. Nie wykonuje swych zobowiązań wobec dzieci będących polskimi obywatelami. Polski rząd porzuca polskie dzieci rozpaczliwie wyczekujące pomocy. Bez odpowiedzi pozostają apele i wezwania do polskiej pani premier o niezwłoczną obronę polskich dzieci wykorzystywanych do niezgodnego z prawem zarobkowania, o obronę dzieci traktowanych jak towar. Pani premier milczy mimo próśb, mimo wskazywania, że nie jest polskim państwem takie państwo, które zostawia bez pomocy obywateli Rzeczypospolitej, uprowadzonych lub uwięzionych za granicą, że nie jest polskim państwem takie państwo, które pozwala porwać polskiej matce paroletnie dziecko, które pozwala latami więzić to dziecko w izolacji od matki i rodziny w miejscu ukrywanym przed matką i rodziną.
BRAK POMOCY MIĘDZYNARODOWEJ. Międzynarodowe organy ochrony prawnej okazują się pozorować swą działalność. Kierowane przeciwko państwom zachodnim skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i do Komisji Europejskiej, po prostu nie są rozpatrywane. Trybunał Praw Człowieka, którego językami urzędowymi są języki angielski i francuski (a pomocniczo, na wstępie postępowania, język skargi), odpowiada po niemiecku na polskojęzyczne skargi kierowane przeciwko Niemcom.
POTRZEBA SOLIDARNOŚCI. Wobec państwowej obojętności i okrucieństwa jedyną nadzieją na pomoc dla polskich dzieci uwięzionych za granicą jest solidarność polskiego społeczeństwa. Tylko gotowość społeczeństwa do sprzeciwu i pomocy może dać polskim dzieciom za granicą szansę powrotu do Polski lub odzyskania opieki rodzicielskiej. Jawne i zapowiedziane polskiej policji porwanie dziecka z Polski uchodzi bezkarnie porywaczom i wspierającym ich sędziom oraz urzędnikom.
Bez społecznego wystąpienia przeciwko urzędniczemu bezprawiu, bez społecznej pomocy, polskie dzieci nadal będą w Europie towarem.
NISZCZENIE POLSKICH RODZIN. Polskie rodziny i polskie dzieci pozbawione są ochrony przed bezprawnym państwowym zabieraniem dzieci rodzicom zarówno w Polsce, jak i w pozostałych krajach Unii Europejskiej. Za państwowym bezprawiem kryje się komercjalizacja opieki nad zabieranymi dziećmi oraz znaczne pieniężne korzyści zapewniane przez państwo opiekunom.
SZKODLIWE PRAWO UNIJNE. Przepisem unijnego art. 8 Rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003 dziecko pozbawiane jest gwarancji prawa do sądu państwa, którego obywatelstwo posiada, lub którego jurysdykcji zgodnie chcą dlań jego rodzice. Przepis ten czyni władnym w sprawach dziecka sąd państwa, z którym dziecko można powiązać niezdefiniowanym prawnie pojęciem "zwykłego pobytu". Europejski Trybunał Sprawiedliwości zamiast dostrzec, że brak definicji kluczowego pojęcia jest sprzeczny z założeniami państwa prawnego, po wielokroć przedstawiał dyletanckie opinie o możliwościach rozumienia tego pojęcia, sprowadzające się do stwierdzenia, że istotne są związki dziecka i rodzica z miejscem pobytu, a dziecko może uzyskać "zwykły pobyt" już z dniem przybycia do kraju pobytu. W ten sposób, raczej nie przypadkiem, otwarto drogę ku bezprawiu, ku porywaniu dzieci rodzicom pochodzącym z państw nieskłonnych do obrony swych obywateli, państw uboższych niż zachód Europy od dawna polujący na ludzi, państw, w których urzędników łatwo korumpować; między innymi z Polski. Komisja Europejska nie odpowiada na skargi polskich rodziców. Nieprawdziwie zapewnia posłów do Parlamentu Europejskiego, że jakoby nie zna nadużyć art. 8 Rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003. Osobom usiłującym występować przeciwko bezprawiu arogancko odmawia odpowiedzi, wskazując ich brak pokrzywdzenia, nie uznając albo nie rozumiejąc pojęcia solidarności społecznej i elementarnej przyzwoitości ludzkiej.
SAMOWOLA I KORUPCJA POZA NIEZALEŻNYM NADZOREM. W Polsce przyczyną łatwości bezprawnego zabierania z Polski dzieci polskim rodzicom jest słabość społecznego nadzoru nad sędziami i urzędnikami, ich samowola i ich podatność na korupcję. Jeden polski sędzia ma nad niezamożną i niezdolną do brutalnej walki rodziną władzę porównywalną ze stosunkami bliskimi społeczeństwom niewolniczym. Nie musi obawiać się odpowiedzialności nawet w przypadku rażącego naruszania prawa. Nie jest objęty nadzorem antykorupcyjnym. Urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości, którzy miast bronić dzieci, pomagają w ich porywaniu z Polski, zdolni są zarazem okradać Polskę na ogromne kwoty. Jak ujawniono, w jednej tylko sprawie 3 osoby sięgnęły po 160 mln zł: "Miasto Warszawa oddało dwie działki,(...) na podstawie roszczeń, które zostały zaspokojone ponad 60 lat temu. (...) Dwoje pozostałych współwłaścicieli wielomilionowych działek to również prawnicy. Jednym z nich jest (...) główny specjalista w Departamencie Współpracy Zagranicznej i Praw Człowieka Ministerstwa Sprawiedliwości". Urzędnicy Departamentu Współpracy Międzynarodowej i Praw Człowieka za publiczne pieniądze zapewniają sobie ochronę medialną i bezpieczne środowisko do działalności przestępczej. W istocie korumpują publicznymi pieniędzmi organizacje społeczne, dziennikarzy oraz funkcjonariuszy publicznych mogących stanąć im na drodze przestępnej działalności. Służą im w tym celu organizacje pozorujące działalność społeczną, skupione wokół ministerstwa sprawiedliwości. Ogromne sumy pieniężne rozdawane podług uznania pracowników ministerstwa zamykają usta krytykom. Jedna z fundacji wspieranych milionowymi kwotami przez urzędników, rozdawała publiczne pieniądze licznym podmiotom prowadzącym działalność medialną: "Agencja realizująca: DDB Warszawa; Media: prasa, radio, telewizja, outdoora", przedstawiając ironicznie dziecko w kartonie wysyłkowym.
PIENIĄDZE I UPRZEDZENIA. Zagranicznymi powodami zabierania dzieci polskim rodzicom w Polsce i poza Polską są przede wszystkim znaczne korzyści finansowe, wynagrodzenia, zapomogi i zwolnienia podatkowe, uzyskiwane wskutek zabrania dziecka rodzicowi oraz bezkarność naruszania praw dziecka i rodzica, w szczególności polskiego. Z powodu wielu europejskich narodowych uprzedzeń polski rodzic jest za granicą zwykle obywatelem drugiej albo trzeciej kategorii, często niższej niż przybysze spoza Europy. Brak powiązania rodzica z miejscową społecznością, niezupełna znajomość miejscowego prawa lub języka, stają na przeszkodzie skutecznej obronie dziecka.
KOMERCJALIZACJA OPIEKI I NIERÓWNOWAGA FINANSOWA. Zabieranie dzieci polskim rodzicom jest przede wszystkim skutkiem komercjalizacji opieki instytucjonalnej nad dzieckiem oraz skutkiem nierównowagi w kwotach finansowania pomocy rodzinie zależnego od narodowości rodzica i jego miejsca zamieszkania w Unii Europejskiej. Obcy urzędnicy, przedsiębiorcy oraz rodzice obcokrajowcy, mogą z tytułu objęcia dziecka swą opieką po zabraniu go polskiemu rodzicowi otrzymać znaczne korzyści finansowe uzasadniające także koszt działań korupcyjnych. Polscy rodzice tymczasem nie mają pieniędzy na obronę. Polityki demograficzne państw zachodnich, w których udział ludności europejskiej szybko się zmniejsza, skutkują zamierzoną bezkarnością urzędników tych państw, którzy umyślnie porywają polskim rodzicom ich dzieci uznawana za wartościowy kapitał ludzki. Pomagający w tym polscy urzędnicy są bezkarni z braku prawnych środków niezależnego wymuszania odpowiedzialności. Polscy urzędnicy z jednej strony nie mają powodu chronić polskich obywateli, a z drugiej strony mogą liczyć na przysługi i wsparcie ich urzędniczej kariery, także poza Polską, w zamian za spełnianie życzeń urzędników obcych. W efekcie polskie niezamożne rodziny, nie przygotowane do sporów prawnych i niezdolne do brutalnej walki o dziecko, nie mają szans w starciu z przedsiębiorcami i urzędnikami oraz sędziami, którzy w zamian za przeróżne przysługi oraz przeróżne korzyści handlują w istocie polskimi dziećmi.
MOWA O HANDLU DZIEĆMI. Rozmiary urzędniczych i sędziowskich starań o zabieranie dzieci polskim rodzicom oraz bezczynność organów ochrony prawnej skłoniły na początku sierpnia 2015 r. polityka doświadczonego pracą w prokuraturze i rządzie oraz na stanowiskach sędziego, a także prezesa Najwyższej Izby Kontroli, posła do Parlamentu Europejskiego Janusza Wojciechowskiego do publicznego wystąpienia z żądaniem wyjaśnienia przez polskiego premiera okoliczności wskazujących na: "handel polskimi dziećmi". Odpowiedzi rządowej nie ma do dziś.
POTRZEBA NADZORU I ZRÓWNOWAŻENIA SIŁ. Powstrzymanie procederu zabierania dzieci polskim rodzicom jest i będzie nieosiągalne bez społecznego sprzeciwu i w braku niezależnego społecznego nadzoru nad postępowaniami sądowymi w sprawach sporów o opiekę, oraz braku zrównoważenia sił po obu stronach: z jednej strony sił urzędników szukających dzieci jako towaru potrzebnego im do robienia interesów, oraz sił niepolskich rodziców, czasem podobnie motywowanych, a z drugiej strony sił rodziców polskich. Będzie nieosiągalne w braku zapewnienia polskim rodzicom rzeczywistej pomocy prawnej i rzetelnego sądu w Polsce oraz za jej granicą. Dopóki samowolna jednoosobowa decyzja sędziego będzie mogła zniszczyć rodzinę, dopóki po stronie rodziny nie stanie motywowany do jej obrony prawnik, dopóty rodziny będą bez przeszkód niszczone.